Jeśli spotka się dwoje ludzi z różnych regionów, może dojść
do śmiesznych sytuacji:
- Idę na pole – rzekł mój mąż do swego dziadka, gdy
przebywał u niego na wakacjach.
- A co będziesz robił na tym polu, orał? – naśmiewał się
dziadek.
Przed laty pracowałam w pewnej firmie na Śląsku.
W korytarzu odkrzyknęłam kumplowi pożegnanie i rzekłam:
- Trzeba dziś nałożyć kapuzę. Coś się ochłodziło…
- Jaką kapuzę? Co ty bredzisz? – rzekł mój znajomy – Mówi się
KAPUCA!
Teraz to ja zdębiałam.
Jednak z racji mojej dociekliwości, zaczęłam drążyć temat. Wydedukowałam,
że Ślązacy zapożyczyli wymawianie słówka od Niemców, którzy czytają literę Z
jak C (np. das Zimmer – pokój, czytają jak „Cymer”).
Do pracy dojeżdżałam tylko 40 kilometrów, a gdy
Ślązacy zaczęli używać między sobą gwary, trudno było ich zrozumieć. Niby tak
blisko, a tak daleko….
Słownictwo to małe piwo w porównaniu z tym, jak wiele może
różnić Polaków.
Od jakiegoś czasu noszę się z zamiarem poruszenia tematu
nagród, które przydzielił sobie rząd. Niby nic takiego – za WIELKĄ pracę,
należy się wielka nagroda.
Tylko jak się to ma do wielkich słów rządzących o
rozliczaniu, o sprawiedliwości, o monitorowaniu nadużyć?
U większości Polaków dochód oscyluje między 2-3 tysiące.
Czuję się zniesmaczone buńczucznym wyznaniem Pani Premier: „nam się należy”.
Niby za co?
Status przeciętnego Kowalskiego, który nie ma już małych
dzieci, tylko się pogorszył: zdrożało paliwo, opłaty za samochody, żywność. To
za co niby te nagrody?
Dokładne dane, komu należała się nagroda i w jakiej wysokości znajdziecie tutaj.
Druga rzecz, która mnie poruszyła, a która tym razem
dotknęła mnie osobiście, to sprawa energii elektrycznej. Przez ponad 20 lat dom
ogrzewaliśmy prądem. Wiem, ile to kosztuje, bo czasem cena zwalała mnie z nóg
(w sezonie grzewczym za 2 miesiące płaciliśmy między 1000-1300zł). Powierzchnia
ogrzewanej powierzchni około 100
metrów.
Jednak byliśmy ECO, pomimo tego, że wszyscy dookoła
generowali SMOG.
Nie mieliśmy specjalnych taryf z powodu tego, że nie
kopciliśmy do środowiska. Oprócz taryfy nocnej i dwóch godzin w dzień, kiedy
prąd był tańszy. Pomimo tego opłaty były wysokie, a dom niedogrzany, bo
gdybyśmy chcieli „hulać” na tym prądzie przez całą dobę, nie starczyłoby
naszych dochodów na pokrycie rachunków. Byłyby o niebo wyższe niż te, gdy
oszczędzaliśmy.
Niedawno „przeszliśmy” na gaz.
Znajomy w pracy zaczepił mego męża:
- Dlaczego uciekliście od prądu, skoro ma potanieć?
- Ma potanieć? Niby od kiedy? – zdziwił się mój mąż.
- Jak to… Mówili w TV, że rząd chce w ten sposób zminimalizować
emisję zanieczyszczeń do środowiska – tłumaczył znajomy.
- A to ciekawe, bo niedawno dostaliśmy pisemko, że mamy
zrezygnować z taryfy, której używaliśmy przez ostatnie 20 lat. Zabiorą nam dwie
godziny w południe. Nasza taryfa jest likwidowana. Zostaje tylko nocna – odparł
mąż.
Materiał na ten temat można przeczytać w tym miejscu.
Skoro coś się zabiera, to jak może być taniej?
Czy też macie wrażenie, że kamufluje się rzeczywistość, choć
Wasze odczucia są diametralnie inne?