czwartek, 29 marca 2018

Kapuca, ale to nie ona mnie zniesmaczyła




Jeśli spotka się dwoje ludzi z różnych regionów, może dojść do śmiesznych sytuacji:

- Idę na pole – rzekł mój mąż do swego dziadka, gdy przebywał u niego na wakacjach.

- A co będziesz robił na tym polu, orał? – naśmiewał się dziadek.





Przed laty pracowałam w pewnej firmie na Śląsku.

W korytarzu odkrzyknęłam kumplowi pożegnanie i rzekłam:

- Trzeba dziś nałożyć kapuzę. Coś się ochłodziło…

- Jaką kapuzę? Co ty bredzisz? – rzekł mój znajomy – Mówi się KAPUCA!

Teraz to ja zdębiałam.

Jednak z racji mojej dociekliwości, zaczęłam drążyć temat. Wydedukowałam, że Ślązacy zapożyczyli wymawianie słówka od Niemców, którzy czytają literę Z jak C (np. das Zimmer – pokój, czytają jak „Cymer”).





Do pracy dojeżdżałam tylko 40 kilometrów, a gdy Ślązacy zaczęli używać między sobą gwary, trudno było ich zrozumieć. Niby tak blisko, a tak daleko….





Słownictwo to małe piwo w porównaniu z tym, jak wiele może różnić Polaków.

Od jakiegoś czasu noszę się z zamiarem poruszenia tematu nagród, które przydzielił sobie rząd. Niby nic takiego – za WIELKĄ pracę, należy się wielka nagroda.

Tylko jak się to ma do wielkich słów rządzących o rozliczaniu, o sprawiedliwości, o monitorowaniu nadużyć?

U większości Polaków dochód oscyluje między 2-3 tysiące. Czuję się zniesmaczone buńczucznym wyznaniem Pani Premier: „nam się należy”. Niby za co?

Status przeciętnego Kowalskiego, który nie ma już małych dzieci, tylko się pogorszył: zdrożało paliwo, opłaty za samochody, żywność. To za co niby te nagrody? 

Dokładne dane, komu należała się nagroda i w jakiej wysokości znajdziecie tutaj.




Druga rzecz, która mnie poruszyła, a która tym razem dotknęła mnie osobiście, to sprawa energii elektrycznej. Przez ponad 20 lat dom ogrzewaliśmy prądem. Wiem, ile to kosztuje, bo czasem cena zwalała mnie z nóg (w sezonie grzewczym za 2 miesiące płaciliśmy między 1000-1300zł). Powierzchnia ogrzewanej powierzchni około 100 metrów.

Jednak byliśmy ECO, pomimo tego, że wszyscy dookoła generowali SMOG.

Nie mieliśmy specjalnych taryf z powodu tego, że nie kopciliśmy do środowiska. Oprócz taryfy nocnej i dwóch godzin w dzień, kiedy prąd był tańszy. Pomimo tego opłaty były wysokie, a dom niedogrzany, bo gdybyśmy chcieli „hulać” na tym prądzie przez całą dobę, nie starczyłoby naszych dochodów na pokrycie rachunków. Byłyby o niebo wyższe niż te, gdy oszczędzaliśmy.



Niedawno „przeszliśmy” na gaz.

Znajomy w pracy zaczepił mego męża:

- Dlaczego uciekliście od prądu, skoro ma potanieć?

- Ma potanieć? Niby od kiedy? – zdziwił się mój mąż.

- Jak to… Mówili w TV, że rząd chce w ten sposób zminimalizować emisję zanieczyszczeń do środowiska – tłumaczył znajomy.

- A to ciekawe, bo niedawno dostaliśmy pisemko, że mamy zrezygnować z taryfy, której używaliśmy przez ostatnie 20 lat. Zabiorą nam dwie godziny w południe. Nasza taryfa jest likwidowana. Zostaje tylko nocna – odparł mąż. 

Materiał na ten temat można przeczytać w tym miejscu. 





Skoro coś się zabiera, to jak może być taniej?

Czy też macie wrażenie, że kamufluje się rzeczywistość, choć Wasze odczucia są diametralnie inne? 











piątek, 23 marca 2018

Banalnie, choć ma związek ze świętami


Ostatni tydzień przed świętami.
Wpadamy w wir zakupów i ostatnich porządków.
Piszę ten post gnana ciekawością.
Niby żyjemy w jednym i tym samym kraju, a jedni wychodzą na pole, inni na podwórko.
Jedni się obrabiają, inni odrabiają.

Na formę „obrabiać się” natrafiłam czytając pewną książkę. 
Interesujący mnie czasownik zaznaczyłam czerwoną strzałką. 






Za każdym razem sformułowanie "obrabiać się" brzmi dla mnie zupełnie obco, gdyż w moim regionie ludzie „się odrabiają”. Zawsze mnie to śmieszyło, gdy znajomy z sąsiedniego województwa mówił, że „się obrobił”.
- Z czego się obrobiłeś? – śmiałam się z niego. Obróbka kojarzyła mi się tylko z pracami wykonywanymi przez ślusarza. 
- Odrobić, to można zadanie domowe – burczał, gdy toczyliśmy spór o właściwe użycie słów.
Może oboje mieliśmy rację? 


                               *                 *                *


Moja pisanina niestety znużyła naszego psa, który przysnął z łbem na klawiaturze.





Jeszcze tylko na moment zerknął mi w oczy i rozłożył się na łóżku z miną:
- A co mnie to wszystko obchodzi….





Jego może nie obchodzi, ale ja będę dociekliwa:
Czy Wy się obrabiacie, czy odrabiacie?
Którą formę wyrażania się można uznać za prawidłową i czy w ogóle można ją za taką przyjąć? 


wtorek, 13 marca 2018

Zgrzeszyłam, w tę sobotę



Urodziny to szczególny moment w życiu człowieka.
W niektórych regionach ważniejsze są jednak imieniny.

Pamiętam, gdy w mojej rodzinie przykładano większą wagę do tego zdarzenia i wtedy nasza rodzina ściągała do nas na rodzinną imieninową posiadówę. Kiedy to było? Wieki temu…

Wiem, że w tym temacie obowiązuje regionalizacja i tak na Śląsku zawsze świętowano rocznicę urodzin. Myślę, że z racji bliskiej lokalizacji tego regionu, doszło do ewolucji, a może to z powodu wymieszania się ludności, od jakiegoś czasu obchodzimy urodziny (młodsze pokolenie, starsze jest wierne tradycji świętowania imienin).



Którą datę celebrujecie: imieniny czy urodziny?


Swoje okrągłe urodziny postanowiłam spędzić w restauracji tylko z rodziną, w przeciwieństwie do imprezy sprzed dziesięciu laty.

Miało być spokojnie. Wszak moja rodzina szanuje wielkopostne ograniczenia.

W poście nie wolno się bawić. Tym sposobem, pomna na ich konsekwencję, zorganizowałam spotkanie, utrzymane w adekwatnym tonie. Jak zwykle chodziło mi o konsolidację rodzinną, trudną w tych zabieganych czasach, gdy dla bliskich mamy coraz mniej czasu.





Jednak nieopodal, bo na drugiej dużej sali, odbywały się inne urodziny.

Tu był disc dżokej i głośna muzyka, w rytm której bawiono się do upadłego.

Nie wiadomo kiedy, te dwie imprezy: nasza, stonowana i ich rozbuchana, sprzęgły się ze sobą.

Znalazłam się w ramionach jubilata tamtej imprezy, otoczona wianuszkiem gości z tamtej imprezy.

- Mamy razem sto lat! – krzyknął do mnie mężczyzna, który wywijał mną w tanecznych rytmach.

Nieopodal tańczyła Młoda z moim synem. A mąż zamykał łańcuch tańczących wokół nas.

Ktoś pstrykał zdjęcia. Będę uwieczniona.

Widziałam znajome twarze. Mnóstwo znajomych twarzy. Wielu mnie zna i ja znam wielu. Jak tu nie znać w takiej pracy…

- Poznaliśmy panią – usłyszałam głos jubilata.

- Domyślam się – odkrzyknęłam.





I tak oto stało się.

Skończyłam okrągłą sumkę lat 😌.


 Zdjęcie pochodzi z darmowej strony pixabay

wtorek, 6 marca 2018

Może barany przestaną palić...



Fala mrozów na szczęście już minęła, ale podobno po chwilowym ociepleniu, znów ma powrócić.



Chciałam poruszyć temat nagminnego zjawiska, które dotyczy naszego społeczeństwa.

Pod moją pracę zajeżdżają samochodami różni ludzie. Jedni grzeczni, inni roszczeniowi, wyedukowani przez media. Im wolno, im się należy.



Takich dni, jak ten opisany przeze mnie, jest multum.

Na parking wjeżdża samochód. Wysiada z niego zadbana kobieta i wchodzi, żeby załatwić swoją sprawę. Na zewnątrz pozostaje jej mąż, kierowca. Ich auto wciąż pracuje.

Interesantów jest sporo, więc zanim zajmę się elegancką panią, minie 10-15 minut. Może więcej.

W pomieszczeniu czuć dym ze spalin. Niedawno celem przewietrzenia pomieszczenia, otwarto okno. Auto pod oknem wciąż pracuje.

Minęły kolejne minuty – spaliny wciąż dostają się do pomieszczenia.

Po około 20 minutach kobieta załatwia swoją sprawę.

Odjeżdżają.





Innego dnia, gdy ludzi w pomieszczeniu uzbierało się już trochę, a pewna trzydziestolatka „zostawiła” swojego męża w aucie z zapalonym silnikiem, moja koleżanka nie wytrzymała:

- Co za baran znów smrodzi?

- To mój baran – rzekła „trzydziestka” i wyszła. Skierowała się do swego samochodu i po chwili odjechali oboje.

Chyba się na nas obrazili.





W celu upewnienia się, że postój samochodu na zapalonym silniku może trwać tylko jedną minutę, przegrzebałam Internet i znalazłam niejedną informację.

Najsensowniej przepisy te ujęło „Czasopismo Lege Artis” i te informacje zamieszczam tutaj:

art. 60 ust. 2 ustawy — prawo o ruchu drogowym (Dz.U. z 2017 r. poz. 1260) Zabrania się kierującemu: 1) oddalania się od pojazdu, gdy silnik jest w ruchu; (…) 3) pozostawiania pracującego silnika podczas postoju na obszarze zabudowanym; nie dotyczy to pojazdu wykonującego czynności na drodze;


Niezależnie zatem od tego czy chodzi o pracę klimatyzacji (często spotykany widok, zwłaszcza pod sklepami — pani idzie na zakupy, pan czeka na panią, silnik sobie pyrkoce; względnie na odwrót) czy po prostu o wyskoczenie w celu załatwienia drobnej sprawy — zawsze warto mieć na uwadze, że:

  • kierowcy pod żadnym pozorem nie wolno oddalić się od pojazdu, którego silnik jest w ruchu;
  • zakazany jest też postój na pracującym silniku (ten zakaz nie dotyczy np. śmieciarek, służb utrzymania ruchu, etc.) — zakaz ten dotyczy wyłącznie terenu zabudowanego;
  • „postój” to oczywiście każde unieruchomienie niewynikające z warunków lub przepisów ruchu drogowego trwające dłużej niż 1 minutę (art. 2 pkt 30 pord);
  • dla jasności: kierowca, który oddala się od samochodu nie gasząc silnika, nie musi odliczać tych 60 sekund — w jego przypadku nie ma mowy o postoju, lecz o oddaleniu się;
  • co to znaczy „oddalić się” od pojazdu? czy wystarczy opuścić pojazd — czy jednak należy odsunąć się na ileś (ile?) metrów od samochodu? Przyznam, że mam z tym pewien problem: z jednej prasa chętnie informuje, że mandat można dostać za skrobanie szyb w pracującym aucie — ale to by chyba wymagało penalizacji „wysiadania” z pojazdu, którego silnik jest w ruchu (por. art. 45 ust. 1 pkt 3 pord „zabrania się (…) wysiadania bez upewnienia się, że nie spowoduje to zagrożenia bezpieczeństwa ruchu lub jego utrudnienia”);
  • jeśli w dodatku samochód jest otwarty, kwalifikacja może obejmować także naruszenie obowiązku zabezpieczenia przed uruchomieniem przez osobę niepowołaną (art. 46 ust. 5 pord);
  • oddalenie się kierującego od pojazdu z włączonym silnikiem jest wykroczeniem (art. 97 kw), za które można dostać 50 złotych mandatu (lp. 159 „taryfikatora mandatów”);
  • pozostawienie pracującego silnika podczas postoju na obszarze zabudowanym też jest wykroczeniem — tu mandat może wynieść aż 100 złotych (lp. 174 „taryfikatora mandatów”).
Dla rozwiania wątpliwości dwa łyki z praktyki:

  • idąc do bankomatu warto zgasić silnik (wyrok SO w Gliwicach z 16 grudnia 2016 r., sygn. akt VI Ka 1098/16);
  • nie ma znaczenia czy silnik pracuje, ale samochód jest zamknięty — w takim przypadku co najwyżej nie będzie skuteczny zarzut z art. 46 ust. 5 pord (wyrok SO w Poznaniu z 11 stycznia 2017 r., sygn. akt XVII Ka 996/16).

Skoro kierowcy znają przepisy i starają się je respektować, dlaczego ten o konieczności zgaszenia silnika jest niemożliwy do spełnienia? Za to można zarobić „setkę” mandatu!

Swoją drogą, jak by zareagowano, gdyby zmienić punkt odniesienia i to ja „pyrkałabym” pod ich oknem  10-15-20 minut?

Analogiczne sytuacje napotykam pod marketami i innymi sklepami.

Czy Polacy przyrośli do swoich samochodów? Nie mogą po prostu wejść i poczekać z żoną w ciepłym pomieszczeniu? Szału można dostać, gdy taki czekający mąż wpada i mówi:

- To ty jeszcze nie załatwiłaś?

Może wtedy ja powinnam się odezwać:

- Nie załatwiła, bo nie miał jej kto załatwić – ja od spalin trupem padłam.

Jedno auto, drugie, trzecie. Ile można znieść?!

Dobrze, że pogoda lepsza. 
Może barany przestaną palić mi pod oknem…. 😉