czwartek, 4 stycznia 2018

O pewnym nałogu słów kilka



Chcecie wiedzieć, jak wygląda mój wieczór po popołudniowej zmianie w pracy?

Codziennie tak samo, jeśli na drugi dzień mam na rano.

Po godzinie 22. 
Wjeżdżam na podwórko, zostawiam otwarte na oścież drzwi samochodu i pędzę do domu po psa.

Kudłacz, choć nie może się nacieszyć moją obecnością, leci obwąchać auto. Wtyka nos tu i tam i biegnie do swoich spraw. To naprawdę bardzo duży sukces. Po tych trzech latach mieszkania u nas przywykł, że pojazd nie stanowi dla niego potwora, który zrobi mu krzywdę.

Pamiętam jeszcze pierwsze dni dawnego Pędzla w naszym domu (tak kiedyś nazwano go w schronisku) – nie można było przejść z psem w pobliżu naszych samochodów – pies przylegał brzuchem do ziemi i trzeba było z nim po dobroci. Żadna siła nie mogła go skłonić, żeby dalej się ruszył. Skąd taka fobia na samochody? W każdym razie do dziś boi się wszelakich przedmiotów przypominających drąg – parasolki, szczotki do ściągania pajęczyn, do miotły już przywykł.

I ludzi wciąż się boi, więc woli ich atakować lub obszczekiwać.



Powracając do tematu, bo przecież z pracy wróciłam i o tym chciałam.

Pies pognał w ciemność podwórka, a ja profilaktycznie zasłaniam szyby aluminiową folią, bo rano może być mróz. Po co rano mam tracić czas na skrobanie…



Idziemy do domu. Wchodzę do pokoju, gdzie „mieszka” papużka. Siedzi w klatce. Super! Nie będę musiała jej namawiać, żeby weszła do swego domu.

Wynoszę ją do kuchni, świecę jej lampkę w lodówce, żeby nie straciła w nocy orientacji.

Pies czeka, bo wie, co teraz będzie.

Małżeńskie łoże czeka, żeby je pościelić. W zależności od stopnia zmęczenia psa, albo rozrabia i wskakuje na łóżko uniemożliwiając jego zaścielenie, albo leży na podłodze i wodzi za mną oczami. Wygładzam pościel, rozścielam kocyk dla psa i otwieram okno – niech się wietrzy. Jeszcze tylko woreczek wypełniony lawendą kładę na nocnej szafce. Ta mała pamiątka jest wspomnieniem zapachu, który unosił się na chorwackiej wyspie Hvar.

Gdy kończę, Heros wychodzi za mną do kuchni.

I znów łypie ślepiami, a czasem „namawia” mnie na to, żebym dała mu jakiś smaczny kąseczek czyli psie ciasteczko.

A jak namawia? Dużo, głośno, po psiemu. Nie wiem, czy którykolwiek pies jest taki rozgadany. Boję się, że obudzi dzieci, więc siłą rzeczy futrzak w końcu wycygania ciasteczko.

Jeszcze trochę się kręcimy, jakieś mycie…Pies się pałęta i będzie to robić, dopóki się nie położę.

22:45

- Świetny czas – myślę sobie, niczym pływak, który w krótkim czasie przepłynął basen – Mam jeszcze chwilę czytania.

Sięgam po lekturę, a ta jest naprawdę wciągająca – „Mąż doskonały” Lisy Gardnem.

Polecam dla czytelników lubiących thrillery. Zerkam – zostało trochę kartek.

- Nie doczytam! – złorzeczę na siebie w myślach – Nie dziś. 

23:15

Wciąż czytam. Dziwne. O tej porze zawsze mnie ścina i kiedy tylko czuję, że zamykają mi się oczy, momentalnie odstawiam książkę. 

23:45

- O jasny gwint, tak późno! Jutro mi się zmarszczki nie rozprostują. W moim wieku trzeba się wysypiać hehehe. 

23:50

A jednak. Poległam. Szkoda…. Prawie wszystko się rozstrzygnęło. I miłość, i zbrodnia, i kara. Pozostaję z uczuciem niedosytu. 

5:30

Jak to jest, że każdy mam swój wewnętrzny zegar? Zawsze budzę się przez budzikiem.

I co robię? Czytam. Na tyle, na ile pozwala mi czas. 

6:00

- Ok., mam chwilę. Może doczytam. To zaledwie kilka kartek…

Jednak druk jest malutki – takie czarne mrówki na białym. 

6:10

Dzwoni budzik, bo przecież nie odcięłam się od niego tak zupełnie. Bez niego groziłoby mi ugrzęźnięcie gdzieś w obcym świecie, wśród policjantów, komandosa i mordercy.

- O nie… Jeszcze tylko sekundę – taksuję spojrzeniem kartki.

A o 6:10 muszę wstać, żeby ze wszystkim zdążyć. Po naszemu „się wyrobić”.

Zerkam nerwowo na zegar, a ten ciśnie wskazówki, jak nie wiem. Wtedy, kiedy trzeba, to wcale nie ciśnie, a wręcz hamuje.

6:20

Odrobiłam się/obrobiłam się – regionalizm panuje, więc niech każdy sobie wybierze, co ja zrobiłam. W każdym razie DOCZYTAŁAM. Jesuuuuuuu, a teraz trzeba szybko do łazienki!



Tak wyglądała moja „dniówka”, a właściwie…nocówka, między jedną zmianą, a drugą.

A właściwie między drugą, a pierwszą.

I wiecie co? NAPRAWDĘ opłacało się przeczytać tę książkę!

Choć gdzieś w tyle głowy wciąż pęta mi się zdanie, które wynotowałam sobie już na początku, gdy zaczęłam swoją przygodę z thrillerem:

„Przez ostatnie dwa lata nieustannie uciekała, ciągnąć za sobą czteroletnią córeczkę…”

I czasem taki niuans może stać się tym, co czytelnik zapamięta najdłużej 😉

A szkoda, bo lektura jest debiutem literackim pani Gardner i czyta się go doskonale!  😌





48 komentarzy:

  1. Wygląda to jak wyrywanie z czasu chwil na swoje przyjemności... ech, też tak mam;)
    pozdrawiam serdecznie z nad filiżanki kawy:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ...bo życie jakieś takie się stało, że ciągle trzeba pędzić ;)

      Usuń
  2. Całe życie trwa walka z upływającym za szybko bezwzględnym czasem. Nawet, gdy do pracy iść nie trzeba i tak na wszystko nie ma czasu. Jedno zrobisz, a dziesięć innych zajęć czeka. Wybór ogromny, więc pracowitych czekają zadania, natomiast trzeba niczym się nie interesować, by zaznać lenistwa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A może to przez ten Internet?
      Jakby nie było pochłania nam trochę czasu. Dawniej w wolnych chwilach tylko czytałam, albo zajmowałam się ogrodem. Teraz jeszcze prowadzę bloga ;)

      Usuń
  3. Książki potrafią skutecznie osłodzić czas. Nie słyszałam (od skończenia szkół :) ), żeby komuś go obrzydziły.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie ABSOLUTNIE nie obrzydzają. Wręcz przeciwnie. Zresztą...ja lubię bujać w obłokach, więc wyimaginowane opowieści działają na mnie wręcz wyśmienicie! :)

      Usuń
  4. Ja mam maraton rano, bo wprawdzie zaczynam późno, ale tyle jest do zrobienia, jestem raczej skowronkiem nie sową, więc ranek to mój czas...
    Coś czytałam tej autorki, ale nie pamiętam co...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooooooooo, ona tyle napisała! Mój mąż przesłuchał już trochę audiobooków z książkami jej autorstwa. Ja dopiero zaczynam tę przygodę. Mamy o czym dyskutować w domu ;)
      Ja też jestem skowronkiem ;)

      Usuń
  5. Czy są tacy mężowie? ;) .
    Lektora musi być wciągająca.....
    Ja już takich ranków nie mam. Czasami do 8 chodzę w koszuli nocnej. A wstaje o 5.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W koszuli nocnej to ja czasem potrafię nawet do południa, jak mi się totalnie nie chce, bo robię sobie "dzień dziecka". A co? Czasem należy się trochę lenistwa, ale potem nadganiam czas: szybki obiad, pranie, z psem na dłuższy spacer i gnam na zbity..., żeby zdążyć do pracy ;)

      Usuń
  6. Chcialabym nie musiec wstawac. I tak ociagam sie ile wlezie, ale podobnie jak u Ciebie, jak mnie cos wciagnie to nie spoczne dopoki nie skoncze :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzadko aż tak wciągnie mnie lektura, żebym poświęciła swój sen. Zazwyczaj śpię 6-7 godzin i kładę się po 23, średnio 10-15 minut po, hiihihih (tak sobie z ciekawości zerkam, kiedy padam przy tych książkach, stąd wiem ;)). Tak lubię i to mi wystarcza, a wstaję między 6 a 7, nawet w weekendy ;)
      Tak że... książki leżą spokojnie tam, gdzie ich miejsce - za dużo obowiązków, a ja wychodzę z założenia: "mierz siły na zamiary" ;)
      Rano muszę kumać, żeby kogoś nie...unieszkodliwić (niechcący), stąd staram się wysypiać. Niestety "Idealny mąż" zakłócił tę prawidłowość :)

      Usuń
  7. A kto tak nie kradł czasu nocy razem z książką...?;-)
    pozdrawiam
    Magda

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja kradłam - od dzieciństwa, siedząc po kołdrą i przyświecając sobie latarką, żeby móc czytać, bo rodzice mi zakazywali tak po ciemku, kiedy wszyscy spali. W mojej rodzinie tylko ja jestem molem książkowym ;)

      Usuń
  8. Nałóg mam ten sam, natomiast nie ma takiego numeru, żebym obudziła się sama, bez budzika przez 11.00. Długo by mówić...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A mnie szkoda dnia. Tak po prostu. Podejrzewam, że z racji bycia sową jesteś świetną imprezowiczką ;)
      Ja kiepską - na imprezach zdarzało mi się zasnąć hihihihih (ale tylko na kameralnych, w swoim gronie, które zna mnie na wylot).

      Usuń
    2. Byłabym, ale nie jestem. Ponieważ nie mogę się normalnie wyspać i mam ciągłe deficyty, to padam przed 22.00.

      Usuń
    3. ja też bym pewnie padła o tej porze, jak to skowronki, gdy nie to, że... z pracy wychodzę dopiero po 22 ;)

      Usuń
  9. Też czasem tak mam, jakoś umiem sobie powiedzieć dość. :) Ale teraz będzie ciężej, bo mam nową książkę o Kaziku Staszewskim. Dokończę jeszcze inną i zabieram się za nią, a to moloch można powiedzieć.

    A u mnie też dziś wiało nieco, dało się jednak wytrzymać jakoś.

    No tak, różne zmiany w muzyce są ważne, niektóre zespoły o tym zapominają, człowiek wtedy im zasypia przy słuchaniu. :)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz jakiś swój ulubiony nurt pisarski? Osobiście balansuję między obyczajówką, kryminałami i thrillerami (medyczne kocham nad życie!).

      Usuń
  10. Przez 2 lata córeczka miała 4 latka? :)) Fajnie:)
    Już 3 lata masz tego psinę? ale ten czas szybko leci..
    Faktycznie masz nerwówkę. Ja, dzięki Bogu nie muszę się spieszyć, mogę spać do woli, ale i tak często nie wyrabiam z robotą:)))
    Mój pies jest całkowitym przeciwieństwem Twojego, jeśli chodzi o samochód. wystarczy, że otworzę drzwi starego auta,on już jest w środku. a spróbowałabym nie otworzyć..od razu bierze mnie za rękę i prowadzi do tylnych drzwi, pokazuje nosem, że mam otworzyć, albo merda ogonem i szczeka:))
    Pozdrawiam ciepło:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Basiu, szacun!
      Już się zastanawiałam nad faktem, iż zamieściłam totalną wpadkę autorki, której nie wyłapał ktoś, kto dokonywał korekty teksu, albo jego tłumaczenia i nikt z komentujących tego nie zauważył.
      A Ty wyłapałaś! Mnie też WALNĘŁO po oczach. Czyżby tylko nas dwie? hihihihi

      Psina jak psina. Kochany jest. Psy miałam różne. W skali miłości tego obdarza się największą. Może dlatego, że przeżył tak dużo złego...
      Nie zmienia to faktu, że to jest "trudny przypadek" i nawet potwierdził to weterynarz mówiąc, że "pies jest SPECYFICZNY". Martwi mnie to w kontekście planowanego na psie zabiegu czyli usunięcia mu narośli z okolic łokci.

      Serdeczności ślę :)

      Usuń
    2. Ariadno takie detale wyłapuję, co niezmiennie rozśmiesza mojego męża:)) Niektórzy, być może, uważają, że niegrzecznie jest poprawiać autorkę;)
      Psy w ogóle są kochane. Chociaż preferuję koty to jednak nie mogę umniejszać ważności, przyjaźni i miłości psa. Ty masz psa po przejściach, mojego mam od niemowlęctwa, więc sprawa przedstawia się całkiem inaczej. Weterynarz stwierdził, że mamy z nim dobry kontakt. Nie musimy zakładać mu kagańca, bo zgadza się na badania i zastrzyki, gdy jesteśmy obok i my się zgadzamy:)
      Dużo dobrego życzę:)

      Usuń
    3. Właśnie dziś wydarzyło się dużo dobrego - znalazłam mieszkanie mamie Młodej! Aż mnie rozpiera z tej radości, bo siedzę na tym necie i szukam, i szukam, i końca nie widać, a właściciel jej wymówił to, w którym jest aktualnie. Mam nadzieję, że i z pracą się uda, bo od kilku dni pracuje :)
      A psy? Bez nich nie wyobrażam sobie życia, choć i chomiki miałam i świnki morskie, i papugi, i nawet kota. Takie zoo na przestrzeni tych kilkudziesięciu lat mego życia ;)

      Usuń
  11. oooo zaciekawiłaś mnie tą książką muszę poszperać i ją znaleźć. Strasznie napięty masz grafik ale jakoś dajesz radę:)

    OdpowiedzUsuń
  12. trzymasz papużkę w lodówce, ze względu na jej wzrok? zdumiewające... ale - laik jestem i na zwierzątkach domowych znam się co najwyżej słabiutko - po co papużce światło w lodówce? - żeby ją oświeciło z zimna? oświeć i mnie (ale błagam, nie zamykaj w lodówce w tym celu...)

    OdpowiedzUsuń
  13. A ja napisałam, że wynoszę papużkę do kuchni, czy do lodówki? hiihihih. Wygląda to tak: stawiam klatkę na stoliku i świecę światełko w lodówce, żeby papuga nie zaczęła panikować i szaleć po klatce - może sobie połamać skrzydła (ten model lodówki ma zewnętrzne światło, które może oświetlić kuchnię). Od razu widać, że nigdy nie miałeś ptaków i nie wiesz, jak zachowują się w totalnych ciemnościach ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ale mam lodówkę i wiem, że światełko jest w środku, a nie na zewnątrz - stąd zdumienie.
      jeśli masz lodówko-lampkę, to inna bajka.
      drobiu nie lubię raczej, więc nie wiem w jaki sposób spędzają noce.

      Usuń
    2. A jaki to drób? hihiih Raczej...drobik. I to bardzo inteligentny ;) Papuga ma rozum 2-latka, a jej potrzeby emocjonalne można porównać z takimi, jakie ma 5-latek. To chyba o czymś świadczy, prawda? ;)
      Lodówka oczywiście jest podzielona na zamrażalnik, otwierany osobno i górę czyli lodówkę właściwą ;) W tym modelu można się i przeglądnąć i zaświecić właśnie lampkę usytuowaną między tymi dwiema częściami. Jeśli można mówić o miłości do sprzętów, to w tym modelu zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Nie można też zapomnieć o mojej pelasi (muszę wspomnieć, bo się obrazi i zepsuje ;) ) czyli zmywarce. Obie panie kocham nad życie! ;)

      Usuń
  14. Nie mam teraz jakieś ulubionej formy czy gatunku. Jakieś 10 lat temu strasznie lubiłem fantastykę, teraz więcej czytam książek historycznych, biografii. Na pewno wiem już, że nie lubię kryminałów ze Skandynawii, ich atmosfera mnie odrzuca jakoś.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzisz, każdy lubi coś innego ;)
      Po historyczne raczej nie sięgam, zgodnie z teorią, że była to moja pięta Achillesowa w szkole, a zapewne wynikało to właśnie z faktu, iż "to nie moja bajka". Mogłam czytać o perypetiach czarownic palonych na stosie, ewentualnie jakieś romansidło, którego akcja osadzona została w przeszłości, ale nic poza tym.
      Z kolei mój mąż lubi historię i w to w jej nowszej wersji. Wołoszańskiego już przesłuchał.
      Jesteśmy różnymi ludźmi i fascynujemy się czymś innym (myślę o blogerach, na kanwie małżeństwa muszą istnieć płaszczyzny, które się pokrywają ;) ). I to jest fajna sytuacja, bo możemy dyskutować na rozmaite tematy, mając różne spojrzenie na pewne zagadnienia ;)

      Usuń
  15. Książka musi być ciekawa skoro tak. Plan napięty i spania mało, ale czego się nie robi z miłości do książek i psów. Kiedyś też potrafiłam czytać do późnych godzin nocnych, a na drugi dzień rano do szkoły czy pracy, ale jakiś czas temu narzuciłam sobie, że noc jest od spania i tego się trzymam, do łóżka książki wogóle nie zabieram.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A szkoda, bo podobno nic tak nie uspokaja, jak czytanie książek i głaskanie zwierzaka. Do łóżka zabieram jedno i drugie ;) Właściwie pies zabiera się sam. Jeśli jesteśmy we troje do tego łóżka, to trwają wojny podjazdowe, kto pierwszy hihihih. Pies najczęściej przegrywa, ale nocą i tak gdzieś się tam wryje obok mnie ;) A kiedy zaczynamy rozmawiać, wciska się w środek, jak małe dziecko spragnione pieszczot ;)

      Usuń
  16. Kurcze wiesz... ja Cię całkowicie rozumiem. Połowa moich licealnych wagarów była spowodowana...czytaniem książek. Po prostu kończyłam książkę gdzieś w okolicach 4 rano, to niby jak miałam o 6 wstać do szkoły?! :P Gdyby moi nauczyciele to wiedzieli...^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdyby wiedzieli, może nawet by Cię pochwalili hahaha.
      Wiesz, to BARDZO ważki powód wagarów ;)

      Usuń
  17. Czytanie to też mój nałóg i muszę narzucać sobie ostrą dyscyplinę, żeby nie zaczytać się i być w łóżku o 22-giej. Przez pracę też muszę być na nogach o 5:30 i powiem Ci, że gdybym zasypiała tak jak Ty, tuż przed północą, to długo bym nie pociągnęła przy zdrowych zmysłach. Ja to potrzebuję sobie pospać trochę dłużej :-D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też bym nie pociągnęła, więc zazwyczaj 23:10, już padam. czasem 5 minut później ;)
      Ta książka naprawdę mnie pochłonęła :)
      Miłego dnia, Gaju :)

      Usuń
  18. Jasne, różnorodność jest w cenie, a w pewnych sytuacjach narzuca się ludziom jednolitość. Dlatego różnorodne zainteresowania cieszą, a dodatkowo można w kimś spróbować zaszczepić zainteresowanie czymś nowym. :)

    Bo ludzki umysł jest czymś według mnie nie poznanym. Wiemy jak działają pewne mechanizmy, jednak jest to pewnie ułamek tego, co nasz mózg skrywa w sobie. Też miałem czas, gdy mogłem tylko tym się zajmować właściwie. :)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I właśnie dlatego co rusz wynajduję fajne blogi i wrzucam je do ulubionych :)

      Umysł ludzki jest niezwykły! Ostatnio zaskoczył mnie program, którego twórcy udowadniali, iż pamięć nas "okłamuje". Nasze wspomnienia mogą być fałszywe. Wyobrażasz sobie?
      Poza tym można manipulować ludźmi poprzez powtarzanie w sposób ciągły pewnych kwestii, przekonań, sądów, które po pewnym czasie przyjmiemy za pewnik i coś, w co wierzymy.
      Zastanawiam się, czy w polityce nie korzysta się z tego mechanizmu, manipulując ludzkimi umysłami ;)
      Choć w polityce nazywa się to propagandą. Jednak czy któryś z rządzących przyzna się do tego, że manipuluje umysłami ludzi?

      Zapewne pamiętasz oglądane w filmach reakcje ludzi na śmierć Stalina - obywatele płakali. Paradoks? ;)

      Usuń
  19. Skowronki mają dobrze, wszystko w codziennym życiu zorganizowane jest dla skowronków, potomków ludzi pracujących na roli. Ja jestem sową i ranne wstawanie do szkoły zawsze było dla mnie mordęgą. Więc pracę tak sobie zorganizowałam, żeby nie wstawać tak wcześnie (miałam zajęcia ze studentami). Gdy zdarzały mi się wczesne zajęcia, to mówiłam, że wstać mogę o każdej porze, ale budzę się dopiero o 10.00. Teraz na emeryturze mogę spać do woli. I często zarywam noce dla ciekawej książki. Też bardzo lubię kryminały, zagadkę i inteligentnego detektywa. Lisę Gardner na pewno czytałam, ale tej akurat książki chyba nie. Ostatnio bardzo mnie usatysfakcjonował Simon Beckett, którego dopiero odkryłam. Polecam :) Jestem gotowa specjalnie dla ciebie napisać jeszcze trochę o Maderze i wstawić więcej zdjęć :) Dziękuję za odwiedziny i zapraszam za dzień lub dwa znów :) Haniamrok

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haniu, miło mi, że z mojego powodu napiszesz notkę o Maderze :) Na pewno przeczytam! Jak wspomniałam, takiej wiedzy nigdy dość ;)

      Mój mąż kiedyś był sową. Pamiętam, jak byliśmy nastolatkami, ja przychodziłam go odwiedzić, a on jeszcze w łóżku o 15. Teraz wstaje skoro świt i nawet dla mnie to za wcześnie - zazwyczaj koło 3 w nocy (taka praca ;) ).
      Jeśli nie idzie do pracy, budzi się między 5 a 6 - oboje tak się budzimy czyli się wyrównało - sowa stała się skowronkiem ;)

      Usuń
  20. czytanie, gdy wciągnie, jest u mnie do oporu - za to podziwiam, że czytasz rano...wtedy to ja śpię:). A autorki zupełnie nie znam.
    mam jednak zupełnie inny tryb pracy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie nie może być do oporu, bo częściej niż inni jestem w pracy ;)
      Do oporu to czytywałam kiedyś. Teraz już tylko wtedy, kiedy pozwoli czas. I tak ilościowo jesteś lepsza niż ja. Te kupki książek, które nam prezentujesz... ;)

      Usuń
  21. Już napisałam o Maderze :) Przyjemnej lektury :)

    OdpowiedzUsuń
  22. Zazdroszczę tego budzenia się przed budzikiem, ja prawie zawsze włączam drzemkę - bardzo zły nawyk, od którego nie mogę się odzwyczaić. :)

    OdpowiedzUsuń
  23. A ja drzemki nigdy w życiu nie załączyłam.
    Wiesz dlaczego? Bo i tak bym nie usnęła. W sytuacji stresowej nie uda mi się wbić z powrotem w sen, a tu jakby nie było, jest stres, bo przecież zaraz trzeba wstawać. Dlatego w moim przypadku włączenie drzemki jest bezsensem - nie dam rady wyluzować się psychicznie na tyle mocno, żeby móc zasnąć ;)

    OdpowiedzUsuń