sobota, 9 grudnia 2017
Adorator to brzmi….durnie czyli "co oni w tobie widzą"? -1.12.2016
Łączy nas kilka gadżetów, dzieli wszystko:
- wiek
- zainteresowania
- poglądy na życie.
Dorobiłam się swojego adoratora, choć wcale się nie prosiłam.
Platonicznego, żeby ktoś nie pomyślał.
Ciekawe, że mężczyźni, którzy zatrzymują się przy mnie na dłużej, zawsze chcą mnie zmienić.
Oplatają powoli sieć.
Najpierw kwiaty, potem jakiś gadżet, biżuteria, czekoladki, bombki na choinkę. Miłe słowo, patrzenie w oczy, komplement, bo tak wypada.
Mnie nic nie wypada, a nawet nie powinnam, bo gdybym odwróciła role, okazałoby się, że gadżet ode mnie nie pasuje do skrzywienia ust żony.
Niezadowolonej wiecznie.
„Pająki” zazwyczaj mają nieudane pożycie, całkowite.
Przynajmniej za taką opcją obstają, bo tak wygodnie.
I taką deklarują.
Bo może ich pożałuję, a na pewno powinnam.
Zaczyna się od drobiazgów, a kończy na matkowaniu:
- ubrałaś się ciepło?
- masz pokrowiec na szyby?….sypie śnieg
- dlaczego nie wlałaś jeszcze zimowego płynu?
- o której wróciłaś? puść bita, jak będziesz w domu, żebym się nie martwił
- cały dzień w pracy? masz obiad?
- a może byś się inaczej pomalowała? a może inaczej uczesała? (znaczy się jak żona)
- zamówię ci kurtkę, żona ma taką samą…fajna…
Itd. itd.
Pech.
No pech normalnie, bo poczułam się rozczarowana faktem, jak bardzo przewidywalni są mężczyźni.
Chodzę po markecie.
Zauważam JEGO.
I JĄ.
Przecież są rodziną i idą święta.
I z kim chodzi się po marketach, jak nie z żoną?
On też mnie zauważył. Już widzę, jak zmienia się na twarzy.
Jeszcze przybiera maskę spokoju, choć mój wewnętrzny kobiecy barometr wyczuwa zmianę.
Odwracam wzrok, żeby go nie peszyć, żeby zebrał myśli.
Widzę, że żałuje, że mnie tu spotkał.
Niestety…musimy w końcu na siebie wejść.
- Dzień dobry. – mówię.
Toczy się jałowa rozmowa.
O dupie Marynie i bzdurach.
Przez kilka sekund, bo na tyle go stać.
Bo przecież żona wszystko śledzi.
- Miłego dnia – życzę.
Koniec ujęcia.
* * *
- Co ci faceci w tobie widzą? – krytycznie przygląda mi się koleżanka.
- Nie wiem. – odpowiadam szczerze. – Może widzą we mnie kogoś, kim powinni się zaopiekować? – dopowiadam w myślach.
* * *
Post nie ma być pochwałą mojego „wzięcia” – wręcz przeciwnie.
Jako, że przyciągam mężczyzn opiekuńczych, którzy potrzebują kimś „się zająć”, zastanawiam się, jak to jest, że ich opieka przekłada się na obcą kobietę.
Czyżby ich żony nie dostrzegały lub odrzucały ich starania?
O co w tym wszystkim chodzi?
Czyżby o nową zdobycz?
https://www.youtube.com/watch?v=0RyInjfgNc4
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz