sobota, 9 grudnia 2017

Haj, haj, haj....to nie dziki kraj - 20.09.2016

Przejechaliśmy granicę.
Na następnej, gdy zatrzymaliśmy się, by kupić winietę, podszedł do nas ciemnoskóry mężczyzna.
Słusznie przypuszczałam, że będzie chciał wycyganić od nas jakąś gotówkę.
Niestety nie mieliśmy ani grosza – na miejscu planowaliśmy kupić pieniądze, a w zasadzie nastawialiśmy się na płatność kartą.
Na naszą reprymendę, mężczyzna zareagował jowialnie:
- Polak, Węgier dwa bratanki….Może macie chociaż jakieś kanapki? – jego polszczyna była nienaganna.
Mąż ruszył, żeby kupić winietę, a ja zostałam z nachalnym ciemnoskórym.
Pogrzebałam w czeluściach reklamówek i wydobyłam jakąś drożdżówkę z biedrony z kapustą i grzybami.
- A dla kolegi? – zapytał.
Podałam mu drugą.
Tymczasem wrócił mąż. Zanim ruszyliśmy w dalszą drogę, ostatnim obrazkiem, jaki pozostał nam w głowie, byli dwaj mężczyźni pałaszujący drożdżówki.
Oni byli naprawdę bardzo głodni!
Obojgu nam ścisnęły się serca.


Hajduszoboszlo to miejscowość typowo wypoczynkowa.
Każdy kto tu przyjeżdża na pewno skorzysta z kompleksu basenów znanych w całej Europie.
Hungarospa przebywa codziennie tysiące ludzi!


Największe tłumy przewijają się w Hajduszobloszlo, gdy odbywa się tu festiwal wina.
To impreza kulinarna, w której prezentuje się potrawy bio oraz rozmaite gatunki win.


Jakie były moje spostrzeżenia z pobytu?
- mam wrażenie, że klimat na Węgrzech jest cieplejszy niż w Polsce – w pierwszą noc termometr wskazywał 26 stopni

- jeśli chcesz się dogadać z Węgrami, odśwież niemiecki (angielski zna niewielu)
- święto wina to ogrom kalorii, szczególnie na wieczór – można dobrze zjeść i się napić, przy głośnej muzyce dobiegającej ze sceny. W kociołkach wszędzie podgrzewają się gulasze, ziemniaki, pieczone warzywa – dużo i tłusto. Poraża ogrom jedzenia na talerzach biesiadników!
- Węgrzy korzystając ze święta wciskają klientom towary, których data ważności już się kończy. W ten sposób nabyłam miód z miłorzębem (na szczęście niewielką ilość), którego data ważności jest do końca września (bazar odbywa się tylko przez dwa dni, potem szukaj wiatru w polu – miodu nie dało się już wymienić)
- tubylcy nie jadają pizzy – Polacy ją uwielbiają i namiętnie zamawiają w restauracjach – po tym można poznać „naszych” (kelnerzy nie znają określenia sosu do pizzy – sos podaje się w gotowych saszetkach)
- nasi piją przede wszystkim piwo, Węgrzy lubują się w drinkach i winach
- lepiej płacić kartą – wychodzi taniej niż kupić na miejscu forinty i wydawać je na zakupy
- zainteresowały mnie zarobki na Węgrzech i  w tym celu skorzystałam z pewnego bloga, który polecam wszystkim tym, którzy chcą się dowiedzieć czegoś więcej niż tylko na temat dochodów tutejszych mieszkańców
- miejscowi podróżują raczej rowerami, które można spotkać pod przystankami autobusowymi, pod marketami i na ulicach (niektóre rowery wyglądają, jak gdyby miały ponad 30 lat) – mało kto szpanuje wypasioną furą, po ulicach jeżdżą samochody, które w Polsce kupi się za parę groszy

- przy domach rzadko spotyka się zwierzęta
- w czasie jazdy samochodem mieszkańcy respektują przepisy ruchu drogowego (czyżby wysokie mandaty, jak na Słowacji?).
- dobrze robi kąpiel w basenie na świeżym powietrzu o godzinie 7 rano – pierwszy raz miałam okazję skorzystać z tej opcji (niech ktoś nie myśli, że zamiast prysznica ;) )  - cały nasz pobyt to jedna wielka kąpiel ;)
 
- Polacy lubią szpanować opalenizną po przyjeździe w rodzinne strony i zrobią wszystko, by wrócić opalonym, nawet za cenę masochizmu

- niektórzy nasi rodacy nie potrafią się zachować (czy tylko na wyjeździe?) – dziewczyna, która postawiła na termach leżak obok mojego, w moim towarzystwie, przy mojej niedalekiej obecności (pół metra), obcinała paznokcie u nóg, strącając to, co obcięła, na trotuar – na moją uwagę, odpowiedziała, że jej to nie przeszkadza, „mnie przeszkadza” – zareagowałam
- w marketach, w niedzielę bywa w Polsce multum ludzi, tu niewiele
(na Węgrzech wprowadzono w zeszłym roku zakaz handlu w niedzielę, ale po niecałym roku zrezygnowano z tego pomysłu).
- godną uwagi jest dzwonnica,  gromadząca 50 dzwonów

- wzrok przyciąga także pomnik pomnik władcy na koniu

- na termach słychać przede wszystkim język polski, można tu spotkać mnóstwo starszych ludzi i młodzieży (studenci? dzieci przecież we wrześniu już się uczą)
- baseny przyciągają ludzi młodszych, wody termalne raczej starszych, plaża z piaskiem jest przereklamowana, co widać po niskiej frekwencji





- wielką frajdę sprawiają żądnym wrażeń sztuczne fale, które obsługujący urządzenie załącza 4 razy dziennie na kilka minut – to wtedy ściągają do basenu tłumy

- na termach byliśmy tylko raz, żeby obciachu nie było, iż nawet nie zobaczyliśmy jak tu jest (w końcu podróżni przybywają do Hajduszoboszlo SPECJALNIE z ich powodu) – basen przy hotelu to wygoda.
- w Hungarospa istnieje wyspa nudystów - nie sprawdzaliśmy, czy nagusy się opalają (może dlatego, że zbyt późno dowiedzieliśmy się o jej obecności ;) )
- pływanie relaksuje do tego stopnia, że pod wieczór się pada (co widać na załączonym obrazku).


Trzymajcie się ciepło.
Lato niestety już nie wróci…
A filmiki z wyjazdu, których nie udało się zamieścić w poście, możecie znaleźć tu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz