Przejechaliśmy granicę.
Na następnej, gdy zatrzymaliśmy się, by kupić winietę, podszedł do nas ciemnoskóry mężczyzna.
Słusznie przypuszczałam, że będzie chciał wycyganić od nas jakąś gotówkę.
Niestety nie mieliśmy ani grosza – na miejscu planowaliśmy kupić pieniądze, a w zasadzie nastawialiśmy się na płatność kartą.
Na naszą reprymendę, mężczyzna zareagował jowialnie:
- Polak, Węgier dwa bratanki….Może macie chociaż jakieś kanapki? – jego polszczyna była nienaganna.
Mąż ruszył, żeby kupić winietę, a ja zostałam z nachalnym ciemnoskórym.
Pogrzebałam w czeluściach reklamówek i wydobyłam jakąś drożdżówkę z biedrony z kapustą i grzybami.
- A dla kolegi? – zapytał.
Podałam mu drugą.
Tymczasem
wrócił mąż. Zanim ruszyliśmy w dalszą drogę, ostatnim obrazkiem, jaki
pozostał nam w głowie, byli dwaj mężczyźni pałaszujący drożdżówki.
Oni byli naprawdę bardzo głodni!
Obojgu nam ścisnęły się serca.
Hajduszoboszlo to miejscowość typowo wypoczynkowa.
Każdy kto tu przyjeżdża na pewno skorzysta z kompleksu basenów znanych w całej Europie.
W Hungarospa przebywa codziennie tysiące ludzi!
Największe tłumy przewijają się w Hajduszobloszlo, gdy odbywa się tu festiwal wina.
To impreza kulinarna, w której prezentuje się potrawy bio oraz rozmaite gatunki win.
Jakie były moje spostrzeżenia z pobytu?
- mam wrażenie, że klimat na Węgrzech jest cieplejszy niż w Polsce – w pierwszą noc termometr wskazywał 26 stopni
- jeśli chcesz się dogadać z Węgrami, odśwież niemiecki (angielski zna niewielu)
-
święto wina to ogrom kalorii, szczególnie na wieczór – można dobrze
zjeść i się napić, przy głośnej muzyce dobiegającej ze sceny. W
kociołkach wszędzie podgrzewają się gulasze, ziemniaki, pieczone warzywa
– dużo i tłusto. Poraża ogrom jedzenia na talerzach biesiadników!
-
Węgrzy korzystając ze święta wciskają klientom towary, których data
ważności już się kończy. W ten sposób nabyłam miód z miłorzębem (na
szczęście niewielką ilość), którego data ważności jest do końca września
(bazar odbywa się tylko przez dwa dni, potem szukaj wiatru w polu –
miodu nie dało się już wymienić)
- tubylcy nie jadają pizzy –
Polacy ją uwielbiają i namiętnie zamawiają w restauracjach – po tym
można poznać „naszych” (kelnerzy nie znają określenia sosu do pizzy –
sos podaje się w gotowych saszetkach)
- nasi piją przede wszystkim piwo, Węgrzy lubują się w drinkach i winach
- lepiej płacić kartą – wychodzi taniej niż kupić na miejscu forinty i wydawać je na zakupy
- zainteresowały mnie zarobki na Węgrzech
i w tym celu skorzystałam z pewnego bloga, który polecam wszystkim
tym, którzy chcą się dowiedzieć czegoś więcej niż tylko na temat
dochodów tutejszych mieszkańców
- miejscowi podróżują raczej
rowerami, które można spotkać pod przystankami autobusowymi, pod
marketami i na ulicach (niektóre rowery wyglądają, jak gdyby miały ponad
30 lat) – mało kto szpanuje wypasioną furą, po ulicach jeżdżą
samochody, które w Polsce kupi się za parę groszy
- przy domach rzadko spotyka się zwierzęta
- w czasie jazdy samochodem mieszkańcy respektują przepisy ruchu drogowego (czyżby wysokie mandaty, jak na Słowacji?).
-
dobrze robi kąpiel w basenie na świeżym powietrzu o godzinie 7 rano –
pierwszy raz miałam okazję skorzystać z tej opcji (niech ktoś nie myśli,
że zamiast prysznica ;) ) - cały nasz pobyt to jedna wielka kąpiel ;)
-
Polacy lubią szpanować opalenizną po przyjeździe w rodzinne strony i
zrobią wszystko, by wrócić opalonym, nawet za cenę masochizmu
-
niektórzy nasi rodacy nie potrafią się zachować (czy tylko na
wyjeździe?) – dziewczyna, która postawiła na termach leżak obok mojego, w
moim towarzystwie, przy mojej niedalekiej obecności (pół metra),
obcinała paznokcie u nóg, strącając to, co obcięła, na trotuar – na moją
uwagę, odpowiedziała, że jej to nie przeszkadza, „mnie przeszkadza” –
zareagowałam
- w marketach, w niedzielę bywa w Polsce multum ludzi, tu niewiele
(na Węgrzech wprowadzono w zeszłym roku zakaz handlu w niedzielę, ale po niecałym roku zrezygnowano z tego pomysłu).
- godną uwagi jest dzwonnica, gromadząca 50 dzwonów
- wzrok przyciąga także pomnik pomnik władcy na koniu
-
na termach słychać przede wszystkim język polski, można tu spotkać
mnóstwo starszych ludzi i młodzieży (studenci? dzieci przecież we
wrześniu już się uczą)
- baseny przyciągają ludzi młodszych, wody
termalne raczej starszych, plaża z piaskiem jest przereklamowana, co
widać po niskiej frekwencji
-
wielką frajdę sprawiają żądnym wrażeń sztuczne fale, które obsługujący
urządzenie załącza 4 razy dziennie na kilka minut – to wtedy ściągają do
basenu tłumy
-
na termach byliśmy tylko raz, żeby obciachu nie było, iż nawet nie
zobaczyliśmy jak tu jest (w końcu podróżni przybywają do Hajduszoboszlo
SPECJALNIE z ich powodu) – basen przy hotelu to wygoda.
- w
Hungarospa istnieje wyspa nudystów - nie sprawdzaliśmy, czy nagusy się
opalają (może dlatego, że zbyt późno dowiedzieliśmy się o jej obecności
;) )
- pływanie relaksuje do tego stopnia, że pod wieczór się pada (co widać na załączonym obrazku).
Trzymajcie się ciepło.
Lato niestety już nie wróci…
A filmiki z wyjazdu, których nie udało się zamieścić w poście, możecie znaleźć tu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz