Nie chciałam Was przemęczać zbyt długim tekstem.
Jednak i ten fragment chciałam zachować w pamięci...
"Usiadł przy komputerze i zaczął szukać informacji na temat zdolności sawantów…
…Tym razem znalazł historię autystycznej Nadii.
Jej losy opisali Lorna Selfie w książce Nadia: a case of extraordinary drawing ability in an austin child i Oliver Sachs w książce Mężczyźna, który pomylił swoją żonę z kapeluszem.
Czytał jak zauroczony. To była poruszająca historia i pod wieloma
względami podobny przypadek. Tak samo jak August, Nadia po urodzeniu
wydawała się zupełnie zdrowa. Potem jej rodzice stopniowo orientowali
się, że coś jest nie tak.
Nie
mówiła. Nie patrzyła w oczy. Nie lubiła, kiedy jej dotykano, i nie
reagowała na uśmiechy mamy i próby nawiązania kontaktu. Najczęściej
milczała, była wycofana i kompulsywnie rwała kartki papieru – na bardzo
cienkie paski. W wieku sześciu lat nadal nie mówiła.
Potrafiła
za to rysować jak da Vinci. Już w wieku trzech lat niespodziewanie
zaczęła rysować konie, ale w odróżnieniu od innych dzieci nie zaczynała
od kształtu, od konturu, tylko od szczegółów: od kopyta, buta jeźdźca
czy ogona. I co najdziwniejsze, rysowała szybko. Zestawiała wszystko w
zawrotnym tempie – dodając coś to tu, to tam, i powstawała idealna
całość – koń w galopie albo w stępie. Frans od czasu własnych
nastoletnich prób wiedział, że nie ma nic trudniejszego do narysowania
niż zwierzę w ruchu. Jakkolwiek by się starać, efekt będzie nienaturalny
i sztywny. Trzeba mistrza, żeby uchwycić lekkość biegu. Nadia była
mistrzynią już w wieku trzech lat. Jej konie były jak idealne fotosy,
narysowane lekką ręką – i z całą pewnością nie był to wynik długich
ćwiczeń. Jej talent objawił się z siłą gejzeru i wprawił w osłupienie
wszystkich wokół. Jak ona to robiła? Jak to możliwe, że kilkoma szybkimi
ruchami ręki przeskakiwała stulecia rozwoju sztuki?
Australijscy
badacze Allan Synder i John Mitchell przestudiowali jej rysunki i w
1999 roku przedstawili teorię, która stopniowo zdobywała powszechną
akceptację. Stwierdzili, że wszyscy mamy wrodzone predyspozycje do bycia
wirtuozami, ale w większości z nas są one zablokowane.
Jeśli
na przykład widzimy piłkę, nie od razu rozumiemy, że jest
trójwymiarowa. Mózg błyskawicznie interpretuje szereg szczegółów – cień,
różnice w głębokości, rozmaite niuanse – i na ich podstawie wyciąga
wnioski na temat formy. Nie jesteśmy tego świadomi, ale dopiero kiedy to
wszystko przeanalizowaliśmy, jesteśmy stanie zrozumieć, że w oddali
widzimy piłę, a nie koło.
Mózg sam tworzy ostateczną formę, a kiedy już ją nada, nie widzimy szczegółów, które dostrzegliśmy na początku.
Las
przesłania pojedyncze drzewa. Mitchell i Synder odkryli ze zdziwieniem,
że gdyby tylko udało nam się wydobyć z mózgu pierwotny obraz,
widzielibyśmy świat zupełnie inaczej i być może moglibyśmy go lepiej
odwzorowywać, tak jak Nadia, nawet bez ćwiczeń.
Innymi
słowy Nadia miała dostęp do pierwotnego obrazu, do surowego materiały
powstającego w mózgu. Widziała mrowie szczegółów i cieni, zanim zostały
przetworzone, i dlatego zaczynała od pojedynczych elementów, od kopyta
albo pyska, nie od całości, bo całość, taka, jak się ją powszechnie
rozumie, jeszcze nie powstała. Frans widział luki w tej teorii i jak
zwykle miał wiele krytycznych pytań, ale ta myśl do niego przemawiała.
W
dużej mierze właśnie takiego pierwotnego oglądu rzeczywistości zawsze
szukał podczas swoich badań. Szukał perspektywy, dzięki której nie
brałby wszystkiego za pewnik i pod tym, co pozornie oczywiste, mógłby
dostrzec, drobne szczegóły.
Czuł,
że go to wciąga coraz bardziej, i czytał z rosnącą fascynacją. I nagle
się wzdrygnął. Zaklął głośno. Poczuł ukłucie niepokoju i spojrzał na
syna. Ale to nie wyniki badań sprawiły, że przeszył go dreszcz. Stało
się to wtedy, kiedy przeczytał o pierwszym roku Nadii w szkole.
Umieszczono
ją w klasie dla dzieci autystycznych, a edukacja polegała przede
wszystkim na nauce mówienia. Robiła postępy. Słowa przychodziły jedno po
drugim. Ale cena była wysoka. Kiedy zaczęła mówić, jej talent zniknął.
Lorna Welfe stwierdziła, że jeden język został najprawdopodobniej
zastąpiony innym. Nadia nie była już geniuszem, lecz zwykłą poważnie
upośledzoną dziewczynką, która wprawdzie trochę mówiła, ale straciła to,
co zachwycało cały świat. Czy było warto? Po to, żeby móc powiedzieć
kilka słów?
Nie
– prawie krzyknął Frans, również dlatego, że sam zawsze był gotów
zapłacić każdą cenę, byle tylko być geniuszem w swojej dziedzinie.
Uważał, że lepiej być człowiekiem, który nie potrafi sensownie
porozmawiać przy obiedzie, niż kimś przeciętnym. Wszystko, byle nie
zwyczajność! Przez całe życie właśnie to było dla niego punktem
odniesienia, a jednak…był na tyle rozsądny, żeby rozumieć, że jego
elitystyczne zasady w odniesieniu do jego syna niekoniecznie są dobrym
drogowskazem. Może kilka fantastycznych rysunków to nic w porównaniu z
umiejętnością poproszenia o szklankę mleka albo zamienienia kilku słów z
przyjacielem czy ojcem?
A
mimo to nie zgadzał się na taki wybór. Nie dałby rady, gdyby musiał
wybierać i pozbawić Augusta najbardziej fantastycznej rzeczy, jaka mu
się przydarzyła. Nie, nie….taki wybór nie może wchodzić w grę. Żaden
rodzic nie powinien podejmować takiej decyzji, czy jego dziecko ma być
geniuszem, czy nie. Nikt nie może przecież z góry wiedzieć, co jest dla
dziecka najlepsze.
Im
dłużej o tym myślał, tym bardziej niedorzeczne mu się to wydawało.
Uderzyła go myśl, że w to nie wierzy, a raczej nie chce wierzyć. Mimo
wszystko Nadia była tylko jednym z wielu przypadków, nie można było na
tej historii opierać teorii naukowej.
Poczuł, że musi wiedzieć więcej i zaczął szperać w sieci."
Co
zaskakuje w historii Nadii to fakt, że geniusz dziewczynki trwał
dopóty, dopóki ona sama trwała zawieszona między światem rzeczywistym, a
tym, w którym tkwił jej umysł.
Gdy zaczęła wymawiać pierwsze słowa, jej talent prysł, jak bańka mydlana.
Trzymajcie się ciepło.
Do napisania 8-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz