Każda przeprowadzka jest trudna. Tu problemy się spiętrzyły
– kto przewiezie? Kto będzie nosił (z czwartego piętra)? Jak zsynchronizować
wszystkich uczestników biorących udział
w przeprowadzce? Przecież ja będę w pracy…
To wszystko spędzało mi sen z powiek kilka dni wcześniej.
Zadzwoniłam do znajomego – zgodził się przewieźć MM. Mąż
załatwił kolegę, który miał pomóc przy przeprowadzce – sprawa wisiała na włosku
– zarówno mój syn, jak i mąż mają problemy z narządami ruchu. Chyba taki ich genetyczny
„urok”. Ani jeden, ani drugi nie może dźwigać.
Z braku innych „chętnych”, oprócz kolegi męża, w
przeprowadzce uczestniczyli wszyscy – Młoda, mój syn, mąż, kolega męża i…moja
mama, energiczna kobieta, która miała ustawić całe towarzystwo.
Znoszenie klamorów z czwartego piętra, to nie bagatela.
Nosił nawet kierowca furgonetki.
Nosił nawet kierowca furgonetki.
Niby zwykła przeprowadzka, ale wymagająca nakładu sił
fizycznych i…kasy – trzeba było przecież zapłacić kierowcy samochodu i koledze
męża.
Tym zajęły się dzieci.
Na szczęście.
MM z braku stałej pracy, jest mi dłużna coraz więcej pieniędzy.
I wszystko zakończyłoby się prawie sielsko-anielsko, gdyby…
Kilka dni później, gdy MM poszła zmienić meldunek:
- Ariadna, nie mogę tam mieszkać – w telefonie słyszę głos
MM.
- Dlaczego? – już się spinam. Tkwię tygodniami na Internecie
i szukam albo pracy, albo mieszkania dla MM i siłą rzeczy czuję się już
zmęczona tą nierówną walką – chciałabym się w końcu zająć swoim życiem, a nie
cały czas niańczyć MM.
Też przeszłam sporo w życiu, a kiedy mogłabym spokojnie
pożyć, generują się następne problemy. Nawet empatia ma swój kres…
- Dlaczego nie możesz mieszkać? – powtarzam.
- Bo nie leci mi czas oczekiwania na mieszkanie z urzędu
miasta – odpowiada – Kobieta z urzędu chciała stargać wniosek, który dotyczył
aktualnego czasu oczekiwania czyli ostatniego roku. Powstrzymałam ją. Jednak
musiała wypisać oświadczenie, że znajdę mieszkanie do kwietnia. Czynszowe.
- Dlaczego? – dalej nie wierzę temu, co mi powiedziała.
- Wynajmuję teraz od prywaciarza i miasto nie zarabia.
Nie będę tu pisać steku przekleństw, które musiała wysłuchać
MM.
Faktem jest, że zmusza się kobietę bez pracy i mieszkania do
wynajmowania czynszowego lokum, bez stuprocentowej gwarancji, że po tych pięciu
latach czekania, otrzyma mieszkanie.
I nikt nie pomoże, a minął dopiero rok.
MM była dwa dni w pracy, której pracodawca ogłasza się co
kilka dni, że szuka pracowników. Najchętniej z grupą. MM spełnia te wymagania.
Po dwóch dniach poinformowano MM, żeby czekała na telefon, a
pracodawca w zasadzie ma pracowników. Przynajmniej na razie.
I tyle.
Bez mieszkania, choć na razie mieszka.
I dalej bez pracy.
O pieniądzach nie wspominając…
Zdjęcie pochodzi z darmowej strony www.pixabay
I znowu przypomina się tekst Młynarskiego:
OdpowiedzUsuń~~ nie jedną jeszcze paranoję przetrzymać przyjdzie - robiąc swoje ~~
Pozdrawiam:)
Ja zaczynam się zastanawiać, czy przepisy w naszym kraju są w ogóle dla normalnych ludzi?
UsuńI o co w tym wszystkim chodzi...
A tak swoją drogą - nieraz próbowałam dodać u Ciebie, Jolu, komentarz - nie da się. Tak ma być? ;)
Da się, już można. Musiałam niestety zmienić szablon, bo tamten chociaż bardzo mi odpowiadał to właśnie nie działał tak jak trzeba, w końcu przestał działać w ogóle. Zmieniłam szablon i zapraszam :)
UsuńCo do przepisów to właśnie wyłączyłam tv bo próba zmiany czegokolwiek w naszym Sejmie to jest jedna wielka awantura ...
Zdrowia i cierpliwości życzę w pokonywaniu trudności. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńZdrowie chyba się kończy - zarówno MM, jak i ja jesteśmy chore. Zażyłam antybiotyk. Podobno szewc bez butów chodzi ;)
UsuńI...muszę dziś do pracy. Co zrobić? ;)
A cierpliwość się skończyła.
Mam to samo marzenie: chciałabym się w końcu zająć sobą.
OdpowiedzUsuńTeż masz z kimś takie perypetie?
UsuńNie takie, ale również powodujące opadanie rąk.
Usuń:(
Usuńczyli cdn...
OdpowiedzUsuńwspółczuję. wygląda, że nie trzeba nawet rozpakowywać zbyt dokładnie
Kazałam MM wyrzucić kartony. Jak wygląda mieszkanie, w którym na każdym kroku widać, że zaraz trzeba się wyprowadzać. Stwarzamy pozory. Następne kartony po prostu załatwię. Denerwowały mnie te stojące jedne na drugich. Czy MM też? Nie pytałam...
UsuńTrudno kogoś z góry przekreślać ale urzędnicy są często wredni dla zasady Oczywiście nie wszyscy
OdpowiedzUsuńUrzędnicy mają swoje zasady i to nie ich obwiniam o bezduszność, ale biurokratyczną machinę.
UsuńA to Polska właśnie.
OdpowiedzUsuńWłaśnie!
UsuńDorosłą, zdrową osobę trzeba niańczyć? Jeśli nie spadnie na dno, to prawdopodobnie do końca życia będzie wisieć na cudzym ramieniu i na to trzeba się przygotować, ciągi będą, a jakże.
OdpowiedzUsuńZdrowia życzę
Na dnie już była. Teraz pora z niego się wydostać.
UsuńNie dziwi mnie, że empatia Ci sie kończy, ja rozumiem, że szczególna sytuacja i durne przepisy, ale czy ona w ogóle robi cokolwiek sama w swojej sprawie?
OdpowiedzUsuń"Nieinternetowym" trudniej.
UsuńTak samo, jak osobom bez prawa jazdy.
Mam tego świadomość - współczesna rzeczywistość stwarza ograniczenia - nawet CV wysyłasz teraz przez neta...
Znam więcej takich ludzi, dla których czas zatrzymał się przed laty - ani się nie rozwinęli, ani nie poszli naprzód. Świat na nich nie będzie czekał, czego właśnie widać skutki...
Całkiem zgłupiałam. Niby prosta sprawa, a problemy sięgają nieba. Jacyś niezbyt uczciwi ludzie, głupie przepisy, niepewność...Nie wiem co powiedzieć.
OdpowiedzUsuńMimo wszystko życzę spokojnego wieczoru Ariadno:)
Środowisko, w którym żyję, nieraz chce pomóc i podtyka różne rozwiązania. Czy to MM jest specyficzna, czy pracodawcy bardzo wymagający? Nie wiem.
UsuńMoże praca nie dla niej? :)
UsuńBarbara
Każda? :(
UsuńWie, że znajdziesz jej nową. Może nie jest przyzwyczajona do pracy, a może nie jest samodzielna, bo wciąż ją wyręczasz? Nie wiem, ale może przydałaby jej się taka terapia szokowa? Zostawić ją samą na jakiś czas, niech sobie radzi sama. W takiej sytuacji wielu ludzi staje w końcu na nogi. Pozdrawiam ciepło:)
UsuńPo prostu właścicielka wyrzuci ją z mieszkania, bo zabraknie kasy z kaucji i tyle da terapia szokowa.
UsuńMM zostanie na bruku i bez środków do życia. Chciałam tego uniknąć, ale widocznie nie ma wyjścia. Prędzej czy później skończy się to w jeden sposób - wylądowaniem w noclegowni i to wcale nie w naszym mieście. Najbliższa jest oddalona o kilkadziesiąt kilometrów.
Sorry, ale ja przygarnęłam jej córkę. Nie przygarnę matki. Nie mam na to miejsca.
Miłego wieczoru, Basiu :)
@_@ O kurka ale sytuacje. Z tego co wiem urzędnicy to ludzie, którzy do rozwiązania najprostszej sprawy znajdą odpowiednie trudności.
OdpowiedzUsuńBędzie w innym terminie ten test zapewne. Na razie nic więcej nikt nie mówił ani nic.
@_@ No kumam.
Pozdrawiam!
Takie sytuacje, jakby rzeczywistość się sprzysięgła, że ciągle będzie utrudniać :(
UsuńO rany :(((
OdpowiedzUsuńZnajoma
Nooooooooo, brak mi pomysłów....
Usuńprzykro mi i zycze dużo cierpliwości i zdrowia
OdpowiedzUsuńCierpliwość faktycznie by się przydała...
UsuńNajgorzej, że nie ma prostej rady w takiej sytuacji.
OdpowiedzUsuńKiedyś jeszcze robiliśmy sami faworki, a teraz się nikomu nie chce, bo nawet dla trzech osób pracy było po kokardkę.
:) Takie to już są uroki bloków. Dobrze, że nie mamy już zsypów (ten co pozostałości z niego się paliły w kontenerze był ostatni w bloku), bo tam dopiero lubi się wiele rzeczy palić.
Pozdrawiam!
Faworki najbardziej z nas wszystkich uwielbia nasz pies. Może dlatego, że takie chrupiące ;)
UsuńBloki w moim życiu, to już tylko wspomnienie. Nie wróciłabym, żeby znów w nich zamieszkać. Zsypów nie znam - mój blok był 4-piętrowy :)
oj tak ta brzoza wiele widziała wiele słyszała i tam zawsze znajdowałam pod ta brzoza ukojenie czy w rozmowie z tatą (ojczymem)czy gdy rąbałam drzewo by rozładować emocje za młodych lat
OdpowiedzUsuńBrzoza ma terapeutyczne właściwości, jeśli do niej się przytulić, ale pewnie o tym wiesz :)
UsuńWspółczuję.
OdpowiedzUsuńJa też nie znoszę przeprowadzek. Miałem okazję uczestniczenia w takim przedsięwzięciu . Pamiętam te kartony, pudła wszelakie, do których pakowaliśmy dobytek i umieszczaliśmy na wierzchu wykazy zawartości. Dźwiganie do samochodu i z samochodu oraz ustawienie pudeł w nowym lokum w taki sposób aby nie rozpakowywać wszystkiego, bo może niedługo trzeba będzie znowu się przeprowadzać i od nowa przeżywać podobne zamieszanie...
Minął rok od tamtego czasu, a młodzi wciąż szukają nowego, docelowego już domu. Część rzeczy nadal spoczywa w pudłach...
Nie wiem kiedy się to skończy i niby to sprawa młodych ale ... Przecież trzeba będzie pomóc, bo to nasze dzieci...
Może Bóg pozwoli doczekać w jakiejś sprawności tego dnia???
Trzymajcie się.
Pozdrawiam
Właśnie. Dobrze, że dzieci mogą na Was liczyć. To na pewno bardzo dla nich ważne! :)
OdpowiedzUsuńBrak mi normalnie słów. Dziś mam gorszy dzień i sama bym tu nieźle poprzeklinała... Przykro mi. Pracodawców takich jest na pęczki, pustak na pustaku. Co się dzieje z tym światem, a raczej ludźmi... Oczywiście nie piszę o wszystkich! Życzę wytrwałości no i cierpliwości. Duuuużo cierpliwości.
OdpowiedzUsuńPamiętam o Twoich perypetiach z pracodawcą. Też nie było przyjemnie...
UsuńCierpliwość już mi się kończy.
Niestety. A właściwie możliwości. Gdybym widziała jakiś efekt swoich poczynań. Niestety, nie widzę :(
Nie ma sprawy bez rozwiązania.Ale ile człowiekowi życia odbierze to odbierze...W swoim życiu miałam 2 przeprowadzki, jeną na 2 piętro drugą na 1...a aaaa jeszcze ta ostatnia Szwecja::))))Trzymajcie się ::))
OdpowiedzUsuńTa sprawa jest patowa. Wszystko zmierza do tego, że MM znajdzie się w noclegowni dla kobiet.
UsuńNie udźwignę tego. Po prostu. Ona biernie się poddaje i wcale nie walczy. Daje z siebie minimum. Może tylko tyle jest w stanie wykrzesać...?
Widzę, że dużo czasu i energii poświęcasz dla tej kobiety, oby i w tym przypadku tzw. prawo trójpowrotu zadziałało :-)
OdpowiedzUsuńNie słyszałam o takim prawie, ale jeśli jakieś istnieje, nie liczę na wzajemność działania sił...
UsuńSzkoda, oby się wszystko ułożylo. Szkoda, że nie widzę tu łatwych rozwiązań
OdpowiedzUsuńOby. Coraz częściej myślę, że to się nie uda.
OdpowiedzUsuńEch... myślałam, że u Ciebie ta sprawa się już zakończyła. Ja do tej pory miałam 4 przeprowadzki i najlepiej wspominam tą, gdzie wszystkie rzeczy przewiozła (wniosła i zaniosła) mi firma od przeprowadzek. Najgorzej samemu... bo to człowiek się najpierw umęczy przy pakowaniu, potem przy przenoszeniu, a jeszcze trzeba rozpakować, coś posprzątać...
OdpowiedzUsuńPrzede mną piąta przeprowadzka w okolicach września. Już się o nią martwię!
codziennyuzytek.pl
Jakoś zakończyć się nie może....
OdpowiedzUsuńJa przede wszystkim gratuluję Ci tej empatii i ogromnych pokładów dobra, które masz w sercu. Zaglądam do Ciebie od niedawna i może nie znam dokładnie szczegółów, ale dostrzegam tu problemy, z którymi też się kilka razy w życiu spotkałam, to znaczy pomagałam osobom kompletnie nieporadnym życiowo. Niektórzy tacy po prostu czasem są, a jedno nieszczęście przyciąga drugie. Taki człowiek czasem nie potrafi w porę albo odpowiednio zareagować, kiedy biurokracja albo czyjaś znieczulica go dosięga. Jeśli ktoś mu nie pomoże, to sam sobie nie poradzi. Terapia szokowa może MM albo wzmocnić, albo dobić. Sytuacja niemal patowa, ale ja wierzę, że znajdziesz dobre wyjście, trzymam za to kciuki, za Twoją siłę. I życzę Ci, żeby szczęście zaczęło się do Ciebie uśmiechać :).
OdpowiedzUsuńWszystko zaczęło się od nałogu - ten potrafi ludzi zmienić. Pod mój dach trafiło przed laty zaniedbane (wtedy) dziecko.
UsuńNie ma ludzi idealnych i nikt nie jest bez wad. Dlatego, jeśli ktoś przestanie pić, dlaczegóż miałabym nie pomóc odbić się od dna...? Niestety, lata picia zmieniają osobowość, cechy fizyczne człowieka, jego mentalność. Tak stało się w przypadku MM - została w swoim świecie. Trudno ją przekonać do wielu rzeczy. Nie trafia do niej, że świat poszedł naprzód. Może z tym związane są wszelkie niepowodzenia w jej życiu. Zatrzymała się w XX wieku.
Nie ma dobrych rozwiązań. Mogę nawiązać rozmowę z pracodawcą, podając się za koleżankę osoby szukającej pracy, ale...potem wszystko zależy już tylko od MM.
Zacofanie, zmiany w osobowości i na zdrowiu po piciu, rzutują na to, jak się zachowuje. Leki ją spowalniają. Nie ma dla niej miejsca we współczesnym świecie.
Ktoś podsunął mi pomysł, żeby starać się o przyjęcie jej do specjalnego ośrodka, gdzie żyją ludzie podobni do niej - wolniejsi, po "grubych" przejściach. Niestety, trudno tam się dostać. Te specjalne fundacje są sponsorowane przez państwo - na jednego mieszkańca fundacji koszt wynosi między 3-4 tysiące. Mops nie jest zainteresowany, żeby kierować tam osobę, z racji ponoszonych przez państwo kosztów. Trzeba mieć znajomości...
Tak to wygląda.
Do mnie uśmiecha się szczęście.
Chciałam tylko pomóc komuś, kto na własne życzenie zmarnował sobie życie...
W niektórych ludziach jest bezradność, której nie da się przeskoczyć. I albo ci ludzie pójdą na dno, albo znajdą opiekuna. Kiedyś przy rodzinach wielopokoleniowych zawsze utrzymywały się jakieś osoby bezradne. Teraz jest o wiele trudniej...
OdpowiedzUsuńTeraz jest o wiele trudniej przede wszystkim dlatego, że świat/pracodawcy nie są już tak łaskawi dla słabszych, gorzej sobie radzących.
UsuńKażdy musi być wydajny, szybki. I nawet, jeśli pracodawcy szukają kogoś z grupą, to kogoś, kto wciąż wydaje się być zdrowy i rewelacyjnie sobie radzi z pracą. Oni dostają "tylko" kasę za takie osoby. Im wyższa grupa, tym wyższa kasa. Do tego dochodzi kasa za schorzenie specjalne.
Ludzi do pracy jest mnóstwo. Jeśli pracodawca ma wybierać pomiędzy dwiema osobami, z których jedna ma niepełnosprawność lekką (III grupę) na kręgosłup, a drugą, która bierze leki neuroleptyczne, które mogą ją spowolnić, wybierze tę pierwszą.
A niby obie mają III grupę, więc mogą pracować. Za tę i za tę pracodawca ma te same pieniądze. Jednak wydajność obu pań różni się diametralnie...
Przerażające jest w MM, że do niej nie docierają te fakty.
Usuń- Masz TERAZ jakiś plan? - pytam, gdy w kolejnej pracy jej dziękują.
- Pójdę do następnej, albo.... (i tu podaje mi, gdzie jeszcze mogłaby pracować)
- A szukałaś?
- Nie.
- To skąd wiesz, że cię wezmą?
- No nie wiem...
- Masz prawo jazdy? Nie. Dojedziesz tu czy tam? Nie. Znasz się na komputerze? Nie. To jak chcesz iść tam pracować? - pytam.
Tak wygląda rozmowa z MM.
Ariadno czekam na dobre rozwiązanie. Chodzi mi przede wszystkim o Ciebie.....
OdpowiedzUsuńDzięki za troskę :)
UsuńJeszcze do niedawna czułam ogromny ciężar odpowiedzialności za MM, bo może coś źle robię w jej sprawie? Za mało się staram? To takie dziwne poczucie, że mogłoby się więcej i wtedy na pewno by się udało.
Od czasów wyprowadzki MM czyli od momentu, gdy zaangażowałam w sprawę mamę, trochę mi ulżyło, bo nie jestem z tym sama. Mama jest osobą energiczną, więc pomaga, jak może. Do tego wciągnęła w pomoc jeszcze parę osób.
Mnie jest lżej. Teraz mama nie może spać po nocach i przemyśliwuje, jak ugryźć temat. Skąd ja to znam - też nie mogłam spać, tylko myślałam, co dalej...?
Ja się pogodziłam, że to się chyba nie uda; mama jeszcze o MM walczy. Ja nie mam na tę walkę ani siły, ani czasu. Jakby nie było, emeryci dysponują jednak większymi możliwościami zwłaszcza, jeśli drzemie w nich sporo energii i chęci do pomocy.
Zobaczymy, co dalej....
Dlatego jakoś znów wracam do postawy obojętności wobec remontów. Różnego kalibru i rozmaicie ulokowane w bloku prace trwają z przerwami już ze trzy lata.
OdpowiedzUsuńJa w bibliotece to czasem dwa razy w miesiącu jestem, czasem raz na miesiąc, staram się w miarę regularnie coś wypożyczyć.
Pozdrawiam!
Kiedy mieszkałam jeszcze w blokach, nastał bum na wykupywanie mieszkań. Przerażające było to, że gro mieszkańców zdecydowało się na wyburzanie ścian. Co rusz ktoś biegał na śmietnik z gruzem z własnych ścian. Z perspektywy czasu oceniam to jako budowlaną samowolkę. Nie pamiętam, by ktoś starał się o pozwolenie na wyeliminowanie ścian, a czyniono to notorycznie.
UsuńA ja w bibliotece jestem przeciętnie raz na tydzień. Tak wychodzi - ciągle mam nadstan książek, bo nie tylko ja sobie wypożyczam, lecz także bierze je dla mnie mąż np. z rezerwacji. Nie chcąc blokować nadmiaru książek, ciągle latam i chociaż oddaję, a czasem znów coś dobiorę. I tak ciągle mam 5-7 w domu ;)
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń.
OdpowiedzUsuń