Od czegoś trzeba zacząć.
Ja zaczęłam od zakupu walizek.
Nasze stare pewnie nie zniosłyby tej podróży 😏
Walizki spakowane.
Wystarczy tylko zapakować do samochodu i dojechać na lotnisko.
Od Warszawy mieszkamy kawał drogi.
Profilaktycznie wybraliśmy się dużo wcześniej.
Oto efekt naszego przyjazdu:
Czekaliśmy, czekaliśmy i czekaliśmy.
W końcu nadeszła godzina odprawy i przeszliśmy na tę "drugą stronę" 😉
I znowu czekaliśmy i czekaliśmy, włócząc się to tu, to tam.
Na lotnisku spotkaliśmy znajomą postać 😌
Poznajecie?
W końcu znużeni chodzeniem, klapnęliśmy na ławkę, skąd mogliśmy obserwować przygotowywanie samolotów do odlotu.
Nadeszła godzina "W".
Po kilku godzinach czekania wzbiliśmy się w niebo.
Przebywając na wysokości obserwowaliśmy za pomocą GPS-u w telefonie tor naszego lotu.
Nigdy nie sprawdzałam prędkości samolotu. Nasz rozwijał prędkość do 850 km/h.
Na zewnątrz panowała temperatura -59 stopni Celsjusza, choć w oczy raziły promienie słońca.
O naszym pobycie w kraju, w którym wylądowaliśmy, napiszę innym razem. Teraz chciałam Wam przedstawić fotki, na których można dojrzeć istoty będące elementem kultu w państwie. Nie kojarzę, bym kiedykolwiek w życiu spotkała tyle kotów!
Koty sfotografowałam zaledwie w czasie pół godzinnego spaceru po mieście 😎
Czy już wiecie w jakim kraju przebywałam? 😉