sobota, 9 grudnia 2017
Czy można wybaczyć zdradę? - 13.11.2016
"- Etan, jak sama powiedziałaś, to najlepszy facet, jakiego znasz. Jest wspaniały. Na pewno nie znajdziesz lepszego.
Zapada cisza. Andi myśli o tym, co powiedziała przyjaciółka.
- Masz rację – odpowiada po chwili. – Lepszego nie znajdę. Ale mogę znaleźć innego.
Deanna przechyla głowę.
- Jak na przykład ten znajomy trener, z którym wczoraj tańczyłaś? Który cię podrywał?
Andi szybko odwraca wzrok. O nim właśnie myślała. Że byłaby dużo szczęśliwsza z kimś takim, jak Pete. Bez dzieci. Bez byłych żon zostawiających pijackie, rozkazujące wiadomości. Bez męża, który zostawia ją w środku nocy, żeby pojechać po dziecko, albo w ostatniej chwili odwołuje wszystkie plany, bo matka nie przyszła. Kolejny raz.
Z facetem takim, jak Pete. Bez bagażu. Nie, no jasne, jakiś ma – no bo kto nie ma? – ale nie taki, co to rozwala całe życie praktycznie codziennie, nie bagaż pełen ciągłych scen, zamieszania i trucizny sączącej się w ich życie.
- Może właśnie taki. Nie dokładnie on – Andi udaje lekceważenie – ale tak, owszem. Już nigdy nie zwiążę się z kimś, kto ma dzieci. Chcę kogoś bez zobowiązań.
- Nie ma już takich. Nie w tym wieku – oponuje Deanna. – A tamten facet? Pete? Być może wygląda jak rozwiązanie wszystkich twoich problemów, ale mogę cię zapewnić, że nim nie jest. Być może, leżąc w łóżku, rozmyślasz o Pecie albo…o kimś takim jak on… w ogóle kiedy przechodzisz trudny okres, inny facet może być świetnym rozwiązaniem, ale uwierz mi, to nie powód, żeby kończyć małżeństwo.
- Przecież wiem! I tu nie chodzi o niego. Tylko o moją rodzinę, o Emily.
- Ale myśl o innym facecie w pewnym sensie zwalnia cię od rozwiązywania problemu. – Deanna nie poddaje się, bo wie, że ma rację. – Dzięki niej wynosisz się ze swojego życia i prznosisz wprost w bajkowy świat ułudy. Jeśli to zakończysz, bo uważasz, że ktoś, Pete, albo ktokolwiek inny, jest tym, czego potrzebujesz, to bardzo się mylisz.
Andi nie odpowiada. Nie ma co gadać, bo Deanna ma rację. W rzeczywistości Andi woli skupić się na tym, jak świetnie mogłoby być z Petem, zamiast na tym, co jest nie tak w jej małżeństwie.
- Znałam kiedyś pewną kobietę – mówi cicho Deanna – która miała fantastycznego męża i małe dziecko. Ona i mąż chodzili ze sobą od zawsze. Poznali się na obozie, gdy mieli naście lat, i zawsze wiedzieli, że będą razem. Ich związek był idealny, dopóki nie pojawiło się dziecko. On nie wiedział, jak podejść do swojego ojcostwa, więc zakopał się w pracy i prawie nie było go w domu. A ona została sama z wrzeszczącym dzieciakiem w nowym, nieznanym mieście, bo niedawno się przeprowadzili z powodu jego pracy. Zaczęła go nienawidzić.
Andi słucha uważnie.
- W nocy, leżąc w łóżku, marzyła o rozwodzie, zastanawiając się, czy da radę jako samotna matka. W mieście nikogo nie znała, nie miała żadnej koleżanki, nie wiedziała więc, czy inne kobiety przechodzą przez to samo, co ona. Wiedziała tylko, że jest najsamotniejsza na świecie, a nie ma gorszej samotności, niż samotność w małżeństwie. W końcu znalazła studentkę, która przychodziła codziennie na kilka godzin do dziecka, zyskując tym trochę czasu dla siebie. Na początku nie wiedziała właściwie, co robić. Chodziła do sklepu, wałęsała się po mieście, oglądała wystawy, nie pamiętając już, co robiła, nim została matką. W końcu trafiła do biblioteki. Była tam kanapa, stała przy ogromnym oknie ze wspaniałym widokiem. Zaczęła znów czytać, czego nie robiła od urodzenia dziecka. Codziennie przez kilka godzin zatracała się w innym świecie.
Andi patrzy, jak oczy Denny zachodzą mgłą, gdy przypomina sobie te odległe czasy, o których jako osoba niezwykle skryta wcześniej nie wspominała.
- W bibliotece prócz niej było zwykle parę osób, siedzieli przy stolikach i pracowali. Zaczęła ich poznawać. Pozdrawiali się skinieniem głowy, uśmiechali się, raz czy drugi zdarzało się usiąść obok siebie w pobliskiej kafejce, zaczynali rozmawiać.
- Jeden z nich był pisarzem. Publikowanym, i choć go nie rozpoznała, nazwisko nie było jej obce. Pociągał ją jego spokojny intelekt. Najpierw spotykali się w tej kawiarni przypadkowo, zadawał jej mnóstwo pytań. Przy nim była…kimś ważnym. W czasie, gdy czuła się jak molestowana matka, która utraciła sens życia, nagle on sprawił, że poczuła się piękna.
Andi ma ochotę zapewnić przyjaciółkę, że przecież jest piękna i jak w ogóle mogła tak myśleć, ale milczy. I słucha.
- Zaczęła go wyglądać. Kiedy nie przychodził do biblioteki albo do kawiarni, czuła rozczarowanie, które usiłowała zagłuszyć lekturą. Nie było to jednak łatwe. Zauważyła, że myśli o nim w domu. Gotowała obiad dla męża, który zresztą zawsze się spóźniał, i rozmyślała o czymś, co pisarz powiedział wcześniej tego dnia. I uśmiechała się. Wkrótce zaczęli pisywać do siebie maile. Na początku krótkie i zdawkowe, jednak dość szybko stały się długie i bardzo osobiste. Zdała sobie sprawę, że odkrywa się przed nim w sposób, w jaki nie odkryła się jeszcze przed nikim innym. Monitor komputera zapewniał sporą prywatność i wkrótce połączyła ich tak bliska zażyłość, jak z nikim przedtem.
Andi kiwa głową. Owszem, zna moc mailowania.
- Zaczęła go traktować jak najlepszego przyjaciela, nie chcąc się przyznać sama przed sobą, że nie może przestać o nim myśleć, że właściwie nie myśli o niczym innym.
I tak było miesiącami. Nigdy w życiu nie mogłaby mieć z nim romansu, nigdy nie mogłaby zdradzić męża. Ale tak dobrze było mieć kogoś, kto rozumiał jej duszę, tak dobrze było czuć się… spełnioną. Pewnego dnia, gdy spacerowali w parku powiedział jej, że jest jego bratnią duszą. Zupełnie wytrąciło ją to z równowagi. Była na niego wściekła, po co to mówił? Uciekła i przez resztę dnia płakała. Postanowiła się z nim nie widywać. Wytrzymała tydzień. Tydzień, w czasie którego znów czuła przeraźliwą samotność, musiała synkiem ukrywać łzy. Po tygodniu się spotkali i przysięgli, że nie pozwolą, by ich relacja się zmieniła. Że wzajemny pociąg nie musi oznaczać, że cokolwiek zrobią. On był w separacji, ale nie chciał niszczyć jej związku. Zawarli pakt, że nie będą mieli romansu. Miesiąc później pierwszy raz ze sobą spali. Było cudownie i okropnie. Stała się kobietą, która z łóżka kochanka przechodziła do łóżka męża. Gdy o tym myślała, dostawała mdłości.
Andi kładzie rękę na ramieniu koleżanki.
- Jak układało się z mężem?
- Bez zmian. Byli, jak mijające się nocą statki. Mąż nie potrafił poradzić sobie z ojcostwem i zmianą, jaką wprowadziło ono w ich związku. Uciekał w pracę, coraz bardziej się od niej oddalając. Nie zauważył, że jej już w tym związku nie ma. Chyba był wdzięczny, że ona wydaje się znów szczęśliwa. Ona natomiast nie wiedziała, jak odejść. I choć pisarz chciał z nią być, a ona z nim, nie wiedziała, jak powiedzieć o tym mężowi, bała się tak drastycznej zmiany i całej tej okropnej sytuacji.
Andi jest tak pochłonięta opowieścią, że czuje wręcz ból Denny.
- Mąż się dowiedział? – pyta szeptem.
- Oczywiście. Wiedział o przyjaźni z pisarzem i zaczął coś podejrzewać, w końcu przejrzał jej pocztę. Myślała, że dobrze ukryła maile, ale jednak do nich dotarł. I znalazł w nich tłumioną namiętność i tęsknotę. Przeczytał wszystkie. Kiedy wróciła od pisarza, siedział w kuchni z wydrukami i płakał.
Zapadła długa cisza. Teraz Andi wyciąga rękę i ściska dłoń Denny.
- Zostawiła go?
Deanna kręci głową
- Nie. Kiedy tylko na niego spojrzała, wiedziała, że popełniła błąd. Wiedziała, że nie chce pisarza. Może nigdy go nie chciała, chciała tylko… zostać zauważona? – Deanna wzrusza ramionami. – Nie chciała się czuć taka samotna, a on idealnie się do tego nadawał. Zaniedbała swoje małżeństwo, skupiając się na marzeniach o pisarzu, o wspólnym życiu, jakie mogliby mieć, cudowne, wspaniałe, i jaka byłaby z nim szczęśliwa. Taka była pochłonięta tą fantazją, że nie dała żadnej szansy rzeczywistości.
- I co dalej?
- Mąż ją zostawił. Przepłakał całą noc, a rano się spakował i wyszedł. Było jej źle, niedobrze, zaczęła się bać. I nagle ukojenie, które chciał dać jej pisarz, wcale nie wydawało się takie kojące. Przez jakiś czas kontynuowali związek, ale po odejściu męża właściwie nie chciała już pisarza. Chciała męża, który także był – Deanna patrzy wymownie na Andi – najlepszym facetem na świecie. A ona odrzuciła go dla jakiejś mrzonki. – I Deanna, patrząc Andi prosto w oczy, mruga gwałtownie powiekami.
- Nie dał ci drugiej szansy? – Andi słyszała plotki, że Deanna miała romans ze sławnym pisarzem, ale nigdy ją o to nie zapytała, a Deanna milczała na ten temat. Aż do dziś.
Deanna kręci głową.
- Powiedział, że już nie potrafiłby mi zaufać.
- I żałujesz tego, jak widać.
- Andi, to najgorszy błąd mojego życia. Po prostu to spieprzyłam. Do dziś za nim tęsknię. Ma drugą żonę, Teresę, jak wiesz, i ona jest w porządku. Świetnie radzi sobie z moim dzieckiem, są szczęśliwi, ale wiesz co? To powinnam być ja. I zawsze, gdy odbieram dzieciaka, gdy zajeżdżam pod ich dom, wiem, że to ja powinnam być na jej miejscu, a jedyną osobą, którą mogę za to winić, jestem ja sama."
Posklejana rodzina
Jane Greek
* * *
Kontekst poruszanego przeze mnie tematu ma drugie dno. Ci, którzy dłużej mnie znają, zapewne domyślą się, o czym mówię.
Mogłabym dużo mówić o zawodzie w związku, o chęci zmiany życia na lepsze, o błędzie niedostrzegania pozytywów własnego życia, a dostrzeganiu go w mrzonce bajania o innym życiu, które w zamyśle miałoby stanowić lepszą alternatywę dla istniejącego.
Mogłabym, ale tego nie zrobię.
Może jestem nadwrażliwa, a może ludzkie dramaty dużo mocniej mnie poruszają…
Faktem jest, że książkę „Posklejana rodzina” czytywałam przede wszystkim nocą. I nocą też okraszałam książkę łzami, wielką ilością łez!
Autorka sprawnie prowadzi nas po zawiłościach życia rodziny, w której każdy z bohaterów chce być kochanym, a jednocześnie czuje się niezrozumianym przez innych domowników.
To historia nad którą warto się zadumać. Jest w niej mnóstwo uczuć zarówno takich, które czynią nas szczęśliwymi, jak i wyniszczającej nienawiści.
Trudno wytrwać w tej rodzinie, w której problemy zamiast się wyjaśniać, wciąż się nawarstwiają. Czy romans byłby tu rozwiązaniem? A może życie u boku innego partnera?
Myślę, że każdemu choć raz przytrafiło się myśleć o tym, że chciałby zmienić swoje życie.
Miałam Was zapytać o tę chęć zmian, ale doszłam do wniosku, że byłoby to bez sensu. Któż bowiem „na forum”, przed wszystkimi, przyzna się, że „czasem miał/a dość”.
Zamiast tego chciałam poruszyć inny temat:
Czy da się wybaczyć zdradę?
Dlaczego?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz