Niby ją lubię.
Zawsze pogadamy o tym i o owym.
Ale….
- Takie drogie ciasto pani kupuje? – pyta ona natarczywie. – Upiekłaby pani, taniej by wyszło.
-
A wie pani….jakoś nie mam czasu. Zresztą u nas każdy zje kawałek i
tyle. Cała brytfanna w życiu nie pójdzie... Nie w naszym domu! -
tłumaczę się niczym uczniak przed wykładowcą.
Tłumaczyłam się tak wiele razy.
Z różnych produktów, które kupiłam.
Dziś.
- Drogi obiad będzie – reaguje ona, nabijając cenę czterech woreczków z mrożonymi pierogami.
- Jutro na cały dzień idę. Ugotują sobie, a ja wezmę do pracy…
Znów się tłumaczę.
I szlag mnie zaczyna trafiać, bo moja cierpliwość się kończy.
Czy kasjerka ma prawo krytykować to, co nabywa klient?
Jak zareagowalibyście w takiej sytuacji?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz