niedziela, 10 grudnia 2017

Dym o dym czyli „Kargul podejdź do płota” - 5.04.2017

Stanął przy płocie:
- Kargul, podejdź no do płota, jako i ja podchodzę.
Pamiętacie tę zapowiedź gorącej rozmowy w „Samych swoich”, gdy garnki się tłukły, a koszule darły?
Śmieszne?
Dla widza tak.
W rzeczywistości nie.


Naprawdę stanął przy płocie.
Nasz sąsiad.
- Ej, czym palicie w piecu? – krzyknął do mojego męża, który właśnie sięgał po następny kawałek karczku z grilla.
- Niczym. – odparł ten, zgodnie z prawdą.
- Jak to niczym? To dlaczego taki dym leci….? – sąsiad był nieugięty. Przechylił się przez nasz płot i drążył temat.
Faktycznie, z komina leciał dym. Wcześniej załączył się sygnalizator obecności dymu w kotłowni.
- To się zgłosi! – rzucił natręt i powędrował do swojej rodziny.
Mój mąż się zagotował.
Przypominał gotujący się war z kaszą – kasza kipiała i kipiała, i końca nie było widać.
- Wlezie taki i mnie wk…ia! Człowiek przyjedzie na dwa dni, a ten tu zadymę robi!
Głos męża niósł się po okolicy.
No tak, skąd ja to znam….? Sama się wydzierałam w obronie godności mojej rodziny, gdy niesłusznie nas/mnie szkalowano.
Kiedy on tak się darł i darł, ja siedziałam spokojna, niczym bogini wykuta w kamieniu.
- Chodź, sprawdź czym palimy! – to mój mąż.
Do sąsiada.
Ten znów podszedł do płotu.
- Przepraszam, żona mi wyjaśniła – rzekł i odszedł.
Jednak w moim mężu dalej się gotowało:
- Przecież on wie, że my grzejemy podłogówką – nawijał do mnie.
- Widocznie nie wie…. – cóż miałam powiedzieć. – Węglem pali tylko twoja mama… - dodałam ni z gruszki, ni z pietruszki.
- Właśnie. Ona nigdy nie wrzuciłaby niczego do pieca. Ci, którzy palą plastikiem mają przepalone kominy i ciąg jak ta lala. A jej się kisi. Stąd ten dym.
Wiedziałam, że właśnie taka jest genealogia dymu w okolicy, gdy teściowa pali w piecu. Sąsiedzi myślą, że się zatrują i stąd ten dym o….dym.
A dym, jak gdyby nigdy nic, snuł się nieświadom wojny o niego.
Gdybym wiedziała, że moje słowa doleją oliwy do ognia…
- Wiesz, nas się czepiają, a po nocach ich pies ciągle szczeka – rzekłam.
Woda na młyn dla mojego męża…
- Czekaj, faktycznie! – i pognał w miejsce, które upodobał sobie sąsiad czyli róg naszego płotu.
- Sąsiad, chodź na chwilę!
Przy płocie pojawił się sąsiad.
- A wasz pies ciągle szczeka. I to po nocach. Mam to zgłosić do ANIMALS?
Przy płocie znalazła się sąsiadka.
- Wody nie miał – tłumaczyła – Rozgrzebuje mi ogród.
- Fajnie, kiedyś mówiła, że jeż chodzi. Dlatego szczeka. Mówiła tak jakieś trzy lata temu. Przez te lata albo jeże denerwowały psa, albo niefrasobliwie nie nalano mu wody. Co ona bredzi? – myślałam. – Poza tym nasz pies też grzebie w ziemi. Jak wariat. I wcale nie zamykam go na całe życie w kojcu. I jeszcze gości nie lubi. I jeszcze…
Mnóstwo by było tego JESZCZE.
Wszystko zależy od tego, jak mocno kocha się swoje zwierzę.
U sąsiadów prawda była taka, że zwierzę, dopóki malutkie, pozostawało w domu. Gdy dorosło, wyrzucono go do budy, ogrodzonej w sposób, który przypominał Alcatraz. Pies spędzał tam ostatnie kilka lat i nigdy nie widziałam, żeby biegał po podwórku. „Rasowiec” tęsknił za swoimi właścicielami, dlatego szczekał. Pewnej nocy, gdzieś około 3 nad ranem, nagrałam filmik z jego szczekaniem. Nic z tego nie wyniknęło, oprócz tego, że narobiłabym sobie wrogów, gdybym zainterweniowała. Postawa sąsiada, który nas zaatakował, otworzył mi oczy na fakt, że człowiek nie chce mu zaszkodzić, ale w odwrotną stronę to nie działa.
Gdyby tylko sąsiad miał rację…. Faktem jest, że swoją agresją, sam na siebie ukręcił bicz.
- Eeee, sąsiad, to takie żarty… - zaczął się śmiać. – Nie ma sprawy.
Nie byłoby sprawy, gdyby nie zaatakował nas na własnym podwórku. I gdyby miał rację, co do zawartości pieca, ale nie miał.
I gdyby nie zdenerwował mojego męża, który nie mógł się uspokoić.  
I gdyby sąsiad nie był ślepy, że sam ma na sumieniu mnóstwo spraw, a innych się czepia.
Nie powiem, że to była zmarnowana sobota, ale kwas pozostał…


Na drugi dzień psa wypuszczono z kojca.
Na chwilkę.
Dobre i to.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz