sobota, 9 grudnia 2017

Fantasmagoria czy rzeczywistość? - 24.01.2017

Nigdy bym nie przypuszczała, że poczuję taką bezsilność.
Stanęłam pod ścianą.
Nie ma dalszej drogi.





Każdej bezsennej nocy rozmyślałam, jak sprawić, by jego los był lepszy.
Jakby ta jedna, jedyna myśl mnie opętała.
Od roku nie myślałam o niczym innym.
I wciąż bałam się o tym napisać.

Życie pisze dziwne scenariusze – czasem pozwala nam spełnić to, o czym marzymy.
I taka sytuacja właśnie się zdarzyła.
Niespodziewanie, gdy pozwolono mi go zabrać, pojawiły się inne problemy.
Rodzina poczuła się zagrożona.
Nikt nie opowiedział się za moim pomysłem.
Doszło do konfliktu interesów – poczułam, że nasz dom przypomina tykającą bombę.
Każde z domowników wysuwało inne argumenty.
Byłam uparta. Za daleko to wszystko zaszło, żebym odpuściła.
Nie teraz, nie dostając taką szansę.
Młoda widziała w tym wszystkim ograniczenie własnych swobód.
Syn zaczął mnie postrzegać jako utopistkę zauroczoną fantasmagorią, która się nie powiedzie (skąd w nim tyle pesymizmu i tak mało ochoty do doświadczania nowych rzeczy?)
Mąż widział w tym zakłócenie spokoju, który z takim trudem ugruntowaliśmy.
A ja widziałam tylko zwierzę przy budzie.
Zwierzę, któremu chciałam  dać wolność.

Byłam uparta.
Jak ten osioł, który musi się przekonać.
Miałam już plan i część z niego udało mi się zrealizować.

Kupiłam smycz, obrożę, tabletki na odrobaczanie i ampułkę z płynem na pasożyty.
Na drugi dzień od aplikacji, miałam go do nas wziąć.
Na próbę.
W sobotę już na stałe.
Może na zawsze..?

Godzina W.
Byłam tak podekscytowana, że trudno było mi zachować spokój.
Oba psy także czuły się podminowane.
Gość, po raz pierwszy na smyczy.
Mój czekał, zamknięty na podwórku.
Podeszłam pod siatkę.
Nasz pupil jak zawsze obszczekał "intruza".
Ten ani nie szczeknął. Tylko obserwował.
I krążył, pociągając mnie na smyczy po niezamieszkanym terenie obok naszej działki.
- Zaraz przyprowadzę ci kolegę – rzekłam do naszego czarnucha.
Gość był wyższy, odrobinę, ale jednak.
I pewnie cięższy o dobre 10 kilogramów.
Przygotowałam się do tego spotkania – wyczytałam, że obie rasy są jednymi z najinteligentniejszych. .
Tak naprawdę oba psy są mieszańcami, ale mają wiele cech przypominających rasę bordera colie (mój) i owczarka (gość).
Psy znalazły się na wspólnym terenie. Jeszcze tylko mojego ograniczało jedno ogrodzenie.
Wypuściłam go. Wstrzymałam oddech.
Panowie zaczęli się obwąchiwać.
Jest OK.

Z tyłu głowy wciąż przelatywały mi motywy z książki Mroza „Immunitet” dotyczące walki psów. Psy potrafią walczyć ze sobą na śmierć i życie. Przecież o tym wiem…
Przed dziesięciu laty dominujący kot z okolicy, zdyskwalifikował kota od teściów odgryzając mu jądra.
Kota trzeba było uśpić.

Tymczasem...
Widziałam po gościu, że nie zachowuje się jak pies mieszkający przy budzie.
Postawny, smukły, wyprostowany.
Jakby nagle obrósł w piórka, choć nie na swoim terenie.
Spuściłam go ze smyczy.
Myszkował po ogrodzie.
Mój za nim.
- Zachowaj spokój… - pomyślałam – Musiało dojść do tej konfrontacji.
Gość wyraźnie zaczął przejawiać dominujące cechy.
Mój pies był na swoim terenie.
Gdy gość usiłował zajść mojego od tyłu i wziąć w posiadanie (tak pies pokazuje dominację – wskakując na drugiego psa), mój zaczął szczekać jak szalony.
Pokazywał, że „nie pozwoli sobie na takie coś”.
Jeszcze przez moment usiłowałam spuścić parę z psów, próbując się z nim bawić, rzucając im kulki ze śniegu. Oba biegły, ale wciąż dało się zauważyć próby zdominowania mojego psa przez gościa.
Zapięłam smycz.
Mój pies usiłował doskoczyć do pyska tamtego.
Naprawdę nie chciałam, żeby się pogryzły.
Fortelem udało mi się bezkolizyjnie opuścić teren posesji.

Siadłam z telefonem w ręku.
- Może zapytam znawcę w temacie tresury… - pomyślałam.
Nie chciałam tak szybko się poddawać.
Wyjaśniłam rozmówcy problem.
- Jeśli pani myśli o kastracji, to nic ona nie da. Psy się określiły – oba chcą dominować i nawet jeśli pani zrobi zabieg, niczego to nie zmieni. Samiec alfa zawsze nim pozostanie. Na pani miejscu bym nie ryzykował… Psy mogą sobie zrobić krzywdę.

Smutno mi.
Chciałam poprawić los innego psa.
Nie udało się.
Nie przechytrzę natury.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz