Dziś chciałabym, żebyście wyobrazili sobie hipotetyczną sytuację.
W życiu przecież wszystko jest możliwe.
Wyjeżdżasz na wycieczkę. Przygotowywaliście się skrupulatnie i wydawałoby się, że nic was nie zaskoczy.
Jednak… auto zawodzi.
Gdybyście chociaż dojechali dalej. Ale kilkadziesiąt kilometrów? Kto to widział?!
- Nie mogłeś sprawdzić, czy ten grat jest sprawny? – denerwujesz się.
- Wszystko tylko na mojej głowie – broni się twój facet.
Teraz naprawdę się wkurzyłaś. Jak to na jego? Mało jest na twojej?
- Przesadziłeś! Ja mam na głowie cały dom, a ty mi tu wyjeżdżasz z takim tekstem… Tego grata nazywasz wszystkim?!
Wysiadasz. Dłużej nie zostaniesz z tym palantem.
Rozglądasz
się dokoła. Mogłoby być całkiem przyjemnie: piękna, leśna okolica.
Słychać śpiew ptaków. Tylko nerwy cię nie opuszczają, bo co niby teraz
zrobicie na tym odludziu? Ani pomocy drogowej zawołać, zasięgu nie ma...
Mąż coś tam usiłuje działać w kierunku dalszej jazdy.
- Dziadyga jeden, niech się stara, jak nie dopatrzył… – gderasz w myślach.
Ale on się naprawdę stara.
Tylko nic z tego nie wychodzi.
Wychyla się spod maski samochodu.
-
Nic z tego nie rozumiem. Naprawdę był sprawny! – zarzeka się. – I bak
pełny, a tu wygląda, jakbyśmy już tylko na powietrzu dotarli do tego
lasu…
Jesteś
coraz bardziej zła. Pewnie przyjdzie pieszo iść z tego miejsca, a tu
jeszcze kilka godzin i zmrok. Ciekawe, gdzie najbliższe domy…?
Czy cię oczy mylą, czy drogą naprawdę jedzie jakieś auto?
- Na tym odludziu? – myślisz – Chyba mamy szczęście, może pomoże…
-
A cóż to? Samochód się zepsuł? – zagaduje miła blondynka – Pewnie
państwo zmarzliście. Już przecież jesień. Może kawy? Ogrzejecie się...
Patrzycie na siebie. Nie trzeba dwa razy powtarzać. Po chwili siedzicie w wygodnym samochodzie, sącząc gorącą kawę z termosu.
Jest miło.
I jakoś sennie.
Pewnie przez to zmęczenie.
Budzicie się zmarznięci.
Nad wami ciemne niebo.
- Pewnie noc, ale co my…? – nie możesz zebrać myśli.
Obok ciebie porusza się jakiś kształt.
Poznajesz znajomą sylwetkę.
- O Boże, co się stało? – w głosie męża słychać strach – Gdzie my jesteśmy?
- Dobre pytanie, zbadajmy to – proponujesz.
Mija kilka minut.
Już wiecie.
Jesteście na dnie nieczynnego basenu, w którym zapewne od dawna nie ma wody.
- Co teraz? – pytasz, starając się nie wpadać w panikę.
- Spróbujmy przejść jeszcze raz. Może jest gdzieś drabinka.
Nie znaleźliście niczego, co ułatwiłoby wyjście z basenu.
Siadacie blisko siebie. Jest coraz chłodniej.
Ciszę nocy przerywa dźwięk sms-a.
Niedaleko was leży telefon.
Podchodzisz do niego, spoglądasz, zamierasz.
„Nieopodal
was leży pistolet z jedną kulką. Jedno zabije drugie. Wybór, kto
zginie, należy do was. Osobę ocaloną wypuszczę na wolność” – czytasz na
głos, przełykając ślinę.
- To jakiś absurd! A może głupi żart? – słyszysz przerażenie w głosie męża.
A potem zamiera grobowa cisza.
Teoretycznie wydaje nam się, że nas TAKIE RZECZY nie dotyczą.
Że nikt nas nie pobije, nie okradnie, nie oszuka, nie porwie.
Nie każe wybierać między życiem, a śmiercią.
Nas nie.
Innych.
Mnie też się tak wydaje.
To taka samoobrona przed brudami świata, która ma nam dać poczucie bezpieczeństwa.
- Słuchaj, czytam kryminał*. Nie można się od niego oderwać. – mówię do męża.
- Nie opowiadaj. Wiesz, że nie lubię… - marudzi.
- Ale tylko kawałek, a potem zadam ci pytanie.
Po jego minie widzę, że daje mi góra trzy minuty.
Streszczam to, co najważniejsze.
- Zabiłbyś mnie?
- Nieraz…
-
Eeeee, jaja sobie robisz – mówię, patrząc na jego minę. - Nie chodzi mi
o to, co człowiek myśli w czasie kłótni. Takie sobie tylko gadanie…
Myślę o zabiciu kogoś, żeby przetrwać.
- A ty nie masz czym się zajmować, tylko zadawać dziwne pytania? – broni się.
Już wiem, że mi nie odpowie, bo to bardzo trudne pytanie, więc zadam je wam:
Ty zabijesz jego, czy on ciebie?
A może oboje umrzecie z powodu pragnienia i głodu?
* kryminał nosi tytuł „Ene, due, śmierć”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz