sobota, 9 grudnia 2017
Ja się boję! Czy dostanę dyplom? - 30.12.2016
- Mój Boże – pomyślałam – minęło już pół roku od ostatniego badania. Jak ten czas leci…
Na korytarzu przemykało wiele ludzi. Niektórzy przystawali usiłując rozeznać się, gdzie mają czekać.
Prawdę mówiąc wolałabym czekać w kolejce na badanie USG niż do pobierania krwi.
Do dziś pamiętam nieprzyjemny epizod, gdy zemdlałam w wieku 7 lat przy oddawaniu próbki krwi. Całe szczęście nie byłam sama – do szkoły zaprowadziła mnie potem mama. A tam niemiła niespodzianka – mierna ocena z dyktanda. Krzysztof przez dwa „sz”? Już nigdy więcej nie przytrafił mi się błąd, za który wstydzę się do dziś. Przez wszystkie lata szkoły zdobywałam praktycznie same piątki z dyktand.
I ten KSZYSZTOF….może wtedy już wiedziałam…
Powracając do scenerii czysto medycznej.
Siedzę i usiłuję sobie przypomnieć, jak się poprawnie oddycha (wczoraj ćwiczyliśmy to na zajęciach na siłowni).
Po co mi to oddychanie?
Celem uspokojenia.
Całe te badania, przeglądy, wizyty w TAKICH miejscach, działają na mnie, jak płachta na byka. Kiedy się denerwuję, to się śmieję. Gdy „nerw” się pogłębia, gadam do ludzi.
Byle co. Cokolwiek.
- Trochę nas jest…
Jakbym Amerykę odkryła. Adrenalina każe mi pieprzyć. Trzy po trzy.
- Przepraszam, a na którą godzinę jest pani zapisana? Aaaaa... to mnie pewnie zawołają za panią…
Jesuuuuu, no i boję się, to pieprzę, bo jeśli się TO pogłębia? TO COŚ, co se siedzi, choć nie chcę. A ja nie mam czasu chorować! Nawet nie mam czasu, żeby tu siedzieć. Wolałabym co innego robić.
Na przykład czytać, albo wyjść na spacer. No dobra, sprzątać też bym mogła. Albo pocić się na siłce (tak mówić jest trendy he he he...).
Z babami.
Wymachiwać rękami i nogami. Albo nic nie robić, tylko uczyć się oddychać. Jak kilkanaście godzin temu.
Na siłce.
Ktoś wszedł. Ktoś wyszedł. Kogoś zawołano.
Kolejka przed „krwiopijcami” zmalała. No tak, kończy się czas urzędowania wampirów.
Jakieś dziecko ciężko przerażone….Gdyby wiedziało, że byłam starsza i „zeszłam”, a właściwie prawie zjechałam ze stołka w gabinecie, bałoby się jeszcze bardziej.
Za smykiem dotarł jakiś mężczyzna. Na oko trzydzieści kilkulatek.
Dziecię weszło z mamą (nie miało innego wyboru). Za nim mężczyzna przybyły jako ostatni.
Nie minęło kilka minut, gdy chłopczyk wyszedł z gabinetu. Płacz wisiał mu na końcu nosa.
- Dzielny byłeś – kobieta przytuliła malca. Któż pocieszy lepiej niż mama?
Z gabinetu wyszedł ostatni pacjent.
- Dostałeś dyplom dzielnego pacjenta? – zagadnął do szkraba.
Malec pokręcił przecząco głową.
- A ja dostałem – mężczyzna machnął dyplomem – Idź, niech też ci dadzą.
Chłopczyk nie poszedł, ale za to z gabinetu wychynęła głowa pielęgniarki.
- Jest ktoś jeszcze?
- Nie. A dlaczego młody nie dostał dyplomu? – odezwał się obdarowany pan.
- Hej… starszemu chłopcu dałaś dyplom, a młodszemu nie? – głowa zniknęła we wnętrzu gabinetu.
- Ojej, niedopatrzenie. Zaraz to naprawimy! Chodź mały - odpowiedział głos.
I po chwili kilkulatek dzierżył w dłoni dwa dyplomy i moc naklejek.
Rżałam, jak koń.
No bo przecież, gdy się boję, zachowuję się jak dzieciak.
Jak mężczyzna, który dostał dyplom.
Może on też się bał?
Pozdrawiam Was wdychając woń wciąż pachnącej choinki.
Do Siego Roku, kochani! :-P
Trzymajcie się zdrowo.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz