sobota, 9 grudnia 2017

Miłość od pierwszego wejrzenia - 30.10.2016

To była wielka rozpacz – podjąć decyzję o śmierci.
Wielkie brzemię odpowiedzialności za czyjeś istnienie.
Podjęliśmy to wyzwanie.
Dłużej nie dało się przeciągać cierpienia…


- Nie, nigdy w życiu. Nie chcę! Nie po tym, czego doświadczyliśmy… - mówił mąż.
- Życie toczy się dalej – mówiłam i sama nie mogłam w to uwierzyć.
Zabrakło tego, który cieszył się, że pieczemy mięso na grillu.
Nie było już natrętnego krążenia wokół nas.
Zostaliśmy sami.
I nie wiem, komu bardziej przeszkadzała ta dziwna pustka – nam, czy dzieciom.


- A może jednak…? – podsunęłam pomysł Młodej.
Podjęła rękawice.
Obie, godzinami, studiowałyśmy psie losy.
Na próżno. Miejsca, skąd chcieliśmy adoptować psa były zbyt daleko lub wynikała inna przyczyna, z powodu której nie mogliśmy zabrać futrzaka.


Obie z Młodą pojechałyśmy do lokalnego schroniska.
Widok pogłębił tylko ból w naszych sercach – którego wziąć? Wszystkie chciały!
Gdy odjeżdżałyśmy Młoda się popłakała.


Minął miesiąc.
- To MUSI być TEN! – rzekłam podekscytowana. – Zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia.
Popatrzyłam na lokalizację: daleko, eh…..
Wysłałam mms-a  z podobizną psa do męża.
- Piękny – oddzwonił. Jedziemy?
- Ale trzeba aż do Radomia.
- To nic – rzekł.
Chwyciłam się tego stwierdzenia niczym ostatniej deski ratunku.
MUSIELIŚMY zdobyć tego psa!





Byliśmy na wypoczynku w Krynicy.
Z psem wszystko dograne, ale i tak się denerwowałam.
Może przez te nerwy znów dopadła mnie alergia.
Hotel Prezydent był wspaniały, a ja już chciałam jechać – byle szybciej po psa!


Kilkaset kilometrów. Pewnie wielu by się nie chciało.
Byłam tak zdenerwowana, jakby miało urodzić nam się dziecko.
Pies miał tragiczną historię – o tym wiedzieliśmy od pani Kasi, która prowadzi schronisko w Radomiu. Mieszkał w stodole. Właściciel się nad nim znęcał, zabrano mu psa po roku.
Kontakt ze złym człowiekiem zaowocował silną traumą u psa – na widok człowieka, szczególnie mężczyzny, przysiadał i sikał pod siebie. Był dziki, nieufny, strachliwy.
Pani Kasia przez rok doprowadziła go do jakiego takiego stanu.
Chyba obie czułyśmy obawę – pies przypominał mimozę. Trzeba było z nim ostrożnie…


Do dziś pozostał mi obraz ogromnego terenu, na którym dominował psi szczek.
Przebywały tu nie tylko psy. Razem było 700 zwierząt!
W naszym regionie jest ich zaledwie kilkadziesiąt.
Czy to ludzie bezmyślnie zabierają zwierzęta do domu, a potem je odrzucają, czy to kraina ludzi o kamiennych sercach?
Na dzień dobry Pędzel ugryzł mnie w rękę. Musiał się strasznie bać!
- Może weźmie go pan na spacer, żeby przywykł do pana. On boi się mężczyzn. – zaproponowała pani Kasia.
Pies wyglądał, jak kupka nieszczęścia. Pierwsze wrażenie było takie, że pani Kasia pomyliła psy. Nasz kudłacz miał pełno skołtunionych kulek przy uszach i na tylnych łapach. Nie dziwota – taki puch, jak jego sierść potrafi się splątać!


Pędzel nie chciał wejść do samochodu, choć podaliśmy mu dwa aviomariny.
Trudno było podnieść dwudziestu kilogramowego psa do samochodu terenowego, który należy do wyższych. Na progu samochodu posikał się ze strachu.
Siedziałam z nim z tyłu samochodu, a ślina toczyła mu się z pyska.

Jazda trwała kilka godzin.
Przyćpany lekiem wciąż nie czuł się pewnie przed domem. Stąpał ostrożnie, jak po rozżarzonych węglach. Źle zareagował na dzieci, który wyszły, by się z nim przywitać.
Kropką nad i stał się fakt, że nie potrafił chodzić po schodach i panicznie bał się wejść do domu. Pies „zaległ” na progu ganku i dalej nie chciał iść.
Zostawiliśmy mu otwarte drzwi – miał sam dokonać wyboru.
W końcu się przełamał i pokonał schody.


Pierwszy tydzień to był koszmar – syn i mąż się go bali. Na ich widok obnażał zęby i warczał. Miałam wrażenie, że tylko czeka, żeby któregoś ugryźć.
A potem, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki stał się cud – mężczyźni się zbratali.
Trwa to już dwa lata.


W tym czasie:
- zredukowaliśmy wizyty znajomych i rodziny – pies dalej nie toleruje obcych i istnieje obawa, że kogoś ugryzie
- szkolenie tresera było pomocne, choć okazało się, że tak pokochaliśmy psa, że nie potrafimy przestawić się tak, żeby stanowił ostatnie ogniwo łańcucha (dla jego i naszego dobra).
- pies zmienił imię na Heros – taki paradoks, żeby dodać mu odwagi – wszak Heros to Bohater
- poznaliśmy jego upodobania:
         - uwielbia spacery



             - kocha pływać, trudno wygonić go z wody




            - niesamowicie szybko biega


                - potrafi nurkować
                - uwielbia gdy na dworze chłód, leje, wieje lub sypie śniegiem





           - zdarza mu się taplać w błocie (to nie brudzenie się chodzi, lecz o  chłodzenie brzucha, 
             gdy pies się zmęczy - czyż nie wygląda w tym błocie, jak prawdziwy łobuziak?)



              - błyskawicznie reaguje – zanim się obejrzysz, porwie Ci z rąk to, na
                 czym mu zależy
              - wykorzystuje sytuację (potrafi długo stać pod szafką z psimi
                 przysmakami i dobijać się nosem) i ludzi (spróbuj usiąść na 
                 komputerze zanim go nie zmęczysz – nie da Ci żyć) 
              - czatuje przy człowieku, non stop i na okrągło (najczęściej przy mnie)
              - lubi spać z nami w łóżku (na szczęście rzadko, przy jego  
                włosach-sierści jest mu po prostu gorąco).



- spontaniczny wariat – tak często o nim myślę - przecież on wciąż się śmieje







- wprowadził do naszego domu sporo ruchu, radości i…bałaganu (salon często przypomina przedszkole).

Co nam wciąż doskwiera?
- boi się parasola – na spacerze trzeba moknąć w deszczu – pies się kuli, gdy widzi nad sobą rozpiętą czaszę
- gdy ktoś dzwoni do drzwi, pies dostaje szału: szczeka, skacze i nie pozwoli wyjść z domu (trzeba się uciekać do forteli). 
- problem, gdy chcemy kogoś gościć (na szczęście brak na to czasu, więc to rzadki dylemat...).



Border collie, którego geny przypadły w udziale naszemu psu, zazwyczaj jest energiczny i często stosuje się go do pomocy przy wypasie owiec.
Herosowi po przodkach zaganiających owce, pozostało „trykanie”, jak humorystycznie nazywamy popychanie nas nosem (najczęściej z tyłu nóg na wysokości kolan – spróbujcie gotować, kiedy border czegoś od Was chce…).
Dawniej, z radości, potrafił jeszcze uszczypać ząbkami. Pozostawały z tego niezłe siniaki na udach.
Naukowcy określają tę rasę jako najbardziej inteligentną z psów.

To jedno z ostatnich zdjęć naszego psa.
Jesień zaczynała się powoli rozgaszczać.



Filmiki z naszego spaceru można obejrzeć tu.




Gdy patrzę na naszego psa czuję żal, że los musiał go tak ciężko doświadczać.
Byłby zapewne zupełnie inny - mniej bojaźliwy, bardziej ufny.
Nie wiem co powiedziałabym poprzedniemu właścicielowi, gdybym go spotkała.
Myślę, że w takiej chwili brak jest słów....
...brak słów na określenie ludzkiego draństwa!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz