sobota, 9 grudnia 2017

Nie bij! To boli - 15.08.2016

[...] Miała wrażenie, że otwarcie strony internetowej rady gminy trwa w nieskończoność. Drżącą ręką wsunęła na nos okulary do czytania i zaczęła wodzić wzrokiem po menu. W końcu znalazła tablicę ogłoszeń. Nazwisko męża ukłuło ją w oczy upiorną czernią na białym tle: „Simon Price niegodny miejsca w radzie”.
Dwa razy kliknęła na tytuł, otworzyła wpis i przeczytała go. Miała wrażenie, że wszystko wokół przesuwa się i wiruje.
- O Boże – szepnęła.
Bojler przestał postukiwać. Za chwilę Simon miał włożyć piżamę, którą ogrzewał na kaloryferze. Już zaciągnął zasłony w salonie, włączył boczne oświetlenie i rozpalił w kominku, żeby po zejściu na dół móc się wyciągnąć na kanapie i obejrzeć wiadomości.
Ruth wiedziała, że musi mu powiedzieć. Niezrobienie tego, pozwolenie, by dowiedział się sam, zwyczajnie nie wchodziło w grę. Nie potrafiłaby zachować takiej informacji dla siebie. Czuła się przerażona i winna, choć nie wiedziała dlaczego.
Usłyszała, jak mąż zbiega po schodach, a po chwili stanął w drzwiach ubrany w niebieską piżamę ze szczotkowanej bawełny.
- Misiu – szepnęła.
- Co się stało? – zapytał, natychmiast podenerwowany.
Wiedział, że coś się stało. Wiedział, że jego luksusowy plan obejmujący kanapę, ogień w kominku i wiadomości w telewizji za chwilę ulegnie zmianie.
Pokazała na monitor, głupkowato przyciskając drugą rękę do ust jak mała dziewczynka.
Jej przerażenie udzieliło się mężowi. Podszedł do komputera i z wściekłością spojrzał na ekran. Czytanie szło mu wolno. Każde słowo, każdą linijkę odcyfrowywał dokładnie, uważnie.
Skończył i stał bez ruchu, analizując w myślach wszystkich prawdopodobnych kapusiów po kolei. Pomyślał o żującym gumę operatorze wózka widłowego, którego zostawił w Fields po odebraniu nowego komputera. Pomyślał o Jimie i Tommym, którzy po cichu brali z nim lewe zlecenia. Ktoś z pracy musiał się wygadać. Wściekłość i strach zderzyły się w nim i doprowadziły do wewnętrznej eksplozji.
Podszedł do schodów i zawołał:
- Hej, wy dwaj! Na dół! JUŻ!
Ruth nadal zakrywała usta dłonią. Czuł sadystyczną pokusę, żeby strącić tę rękę jednym ciosem, powiedzieć żonie, żeby się, kurwa, wzięła w garść, bo to przecież jego unurzano w gównie. Andrew wszedł do pokoju, a za nim zjawił się Paul. Andrew zobaczył stronę Rady Gminy Pagford na monitorze i matkę zasłaniającą usta dłonią. Idąc boso po starym dywanie, miał wrażenie, że leci w dół zamknięty w zerwanej windzie.
- Ktoś – warknął Simon do synów – gadał o sprawach, o których wspominało się w tym domu.
Paul wszedł do salonu z ćwiczeniami z chemii w ręce i trzymał je jak książeczkę do nabożeństwa. Andrew wpatrywał się w ojca, próbując nadać twarzy wyraz zdziwienia połączonego z zaskoczeniem.
- Kto się wygadał, że mamy kradziony komputer? - zapytał Simon.
- Ja nie – powiedział Andrew.
Paul tępo wpatrywał się w ojca, próbując przeanalizować pytanie. Andrew modlił się, żeby brat odpowiedział. Dlaczego tak długo się zastanawia?
- No? – warknął Simon na Paula.
- Chyba nikomu nie…
- Chyba? Chyba nikomu nie powiedziałeś?
- Nie, chyba nikomu nie…
- A to ciekawe – powiedział Simon, chodząc za Paulem tam i z powrotem. – To ciekawe.
Uderzeniem wytrącił synowi książkę z rąk.
- Skup się, gówniarzu – warknął. – Spróbuj się, kurwa, skupić. Mówiłeś komuś, że mamy kradziony komputer?
- Nie, że kradziony – powiedział Paul. – Nigdy nikomu nie mówiłem…Chyba nawet nikomu nie mówiłem, że mamy nowy komputer.
- Rozumiem – powiedział Simon. – Więc ta informacja wypłynęła za pomocą czarów, tak?
Pokazywał palcem na monitor komputera.
- Ktoś się, kurwa, wygadał! – wrzasnął. – Bo wszystko jest w pierdolonym internecie! I będę miał zajebiste szczęście, JEŚLI NIE WYWALĄ MNIE Z PRACY!
Pięć ostatnich słów wybił Paulowi pięścią na głowie. Paul skulił się i robił uniki. Z lewej dziurki w nosie popłynęła mu ciemna ciecz. Krwotoki z nosa męczyły go kilka razy w tygodniu.
- A ty?! – wrzasnął Simon na żonę, która nadal stała jak posąg obok komputera, wytrzeszczając oczy za szkłami okularów zasłaniając usta dłonią jak czarczafem. – Tobie też się zachciało pierdolonych plotek?
Ruth zakneblowała usta.
- Nie, Misiu – szepnęła. – To znaczy jedyną osobą, której wspomniałam o naszym nowym komputerze, jest Shirley, a ona nigdy…
„Ty głupia kobieto, ty pieprzona głupia kobieto, po co mu o tym powiedziałaś?”
- Co takiego? – zapytał cicho Simon.
- Wspomniałam Shirley – zakwiliła Ruth. – Ale nie mówiłam, że jest kradziony. Powiedziałam tylko, że przyniosłeś go do domu…
- No to, kurwa, wszystko jasne, nie?! – zagrzmiał Simon głosem przechodzącym w krzyk. – Jej pierdolony syn startuje w wyborach, jasne, że pierdolone babsko chce się mnie pozbyć!
- Misiu, ale to właśnie ona mnie przed chwilą zawiadomiła. Przecież nie…
Podbiegł do niej i uderzył ją w twarz, dokładnie tak, jak chciał, od kiedy zobaczył jej głupią, wystraszoną minę. Okulary Ruth spadły z twarzy i roztrzaskały się o regał. Uderzył ją jeszcze raz, a wtedy runęła na stolik komputerowy, który z taką dumą kupiła za pierwszą wypłatę z South West General.
Wcześniej Andrew coś sobie obiecał. Miał wrażenie, że porusza się w zwolnionym tempie. Wszystko zrobiło się zimne, zamglone i jakby nierzeczywiste.
- Nie bij jej – powiedział wciskając się między rodziców. – Nie…
Warga pękła mu rozgnieciona na siekaczu pięścią Simona i chłopak runął do tyłu, na matkę, która leżała na klawiaturze. Simon wymierzył następny cios, który trafił Andrew w ręce osłaniające twarz. Andrew próbował wstać z bezwładnej, podnoszącej się matki, a ogarnięty szałem Simon okładał ich oboje na oślep…
Andrew upadł na kolana, żeby uniknąć pięści ojca, a wtedy Simon kopnął go w żebra. Andrew usłyszał żałosny głos Paula: „Przestań!”.
Noga Simona znowu śmignęła w stronę żeber Andrew, ale chłopak zrobił unik. Palce ojca uderzyły o ceglany kominek i nagle rozległ się okropny skowyt.
Andrew odczołgał się na bok. Simon trzymał się za stopę, skacząc na drugiej nodze i klnąc cienkim głosem. Ruth opadła na obrotowy fotel, łkając w dłonie. Andrew wstał, czując smak swojej krwi.
- Każdy mógł wiedzieć o tym komputerze – wysapał, szykując się na ciąg dalszy przemocy. Teraz, kiedy już się zaczęło, kiedy walka już trwała, czuł się odważniejszy. Najgorsze było czekanie, patrzenie na wysuwającą się żuchwę Simona i słuchanie, jak w jego głosie narasta żądza agresji. – Mówiłeś, że oberwał jakiś ochroniarz. Każdy mógł się wygadać. Nie tylko my…
- Nie mów mi… ty pierdolony gówniarzu… Kurwa, złamałem palec u nogi! – wydyszał Simon, opadając na fotel i nada trzymając się za stopę. Najwidoczniej oczekiwał współczucia.
Andrew wyobraził sobie, że wyciąga pistolet i strzela Simonowi prosto w twarz, patrząc jak kula rozrywa głowę i mózg rozpryskuje się po salonie.
- A Paulinka znowu ma okres! – wrzasnął Simon na Paula, który próbował zatamować krew z nosa, przeciekającą mu między palcami. – Złaź z dywanu! Złaź, kurwa z dywanu, ty pieprzony lalusiu!
Paul wybiegł z pokoju. Andrew przycisnął koniec T-shirtu do piekących ust.
- A te wszystkie lewe zlecenia? – szlochała Ruth.
Jej policzek był różowy od uderzenia, a po brodzie kapały łzy. Andrew nienawidził jej, kiedy była taka upokorzona i żałosna. Nienawidził jej też trochę za to, że sama wpakowała się w kłopoty, bo przecież nawet idiota mógłby przewidzieć…
- Napisali tu o lewych zleceniach. Shirley o nich nie wie, skąd mogłaby wiedzieć? To ktoś z drukarni. Mówiłam ci, Misiu, mówiłam ci, żebyś nie brał tych zleceń, one zawsze spędzały mi sen z…
- Morda w kubeł, płaczliwa krowo! Ale przeciwko wydawaniu tych pieniędzy nic nie miałaś! – krzyknął Simon, znowu wysuwając żuchwę.
Andrew miał ochotę wrzasnąć na matkę, żeby była cicho. Paplała, kiedy każdy kretyn wiedziałby, że należy milczeć, ale kiedy przydałoby się coś powiedzieć, siedziała bez słowa. Niczego się nie nauczyła. Nadal nie potrafiła przewidzieć, ze zbliża się eksplozja.
Przez chwilę nikt się nie odzywał. Ruth wycierała oczy wierzchem dłoni i co chwilę pociągała nosem. Simon trzymał się za stopę, zaciskał zęby i głośno oddychał. Andrew zlizywał krew z piekącej wargi i czuł, jak puchną mu usta.
- Przez to wypierdolą mnie z roboty – powiedział Simon, rozglądając się z wytrzeszczonymi oczami, jakby spodziewając się znaleźć kogoś, komu zapomniał przyłożyć. – Od dawna mówią o jakiejś pierdolonej redukcji. To koniec. To mnie…
Strącił ze stołu lampkę, która jednak się nie rozbiła, tylko potoczyła po podłodze. Sięgnął po nią, wyrwał wtyczkę z kontaktu, uniósł lampkę nad głową i rzucił nią w Andrew, który zrobił unik.
- Kto się, kurwa, wygadał?!
- To musiał być jakiś dupek z drukarni! – odkrzyknął Andrew. Jego warga, nabrzmiała i boleśnie pulsująca, przypominała w dotyku cząstkę mandarynki. – Myślisz, że my…Myślisz, że jeszcze się nie nauczyliśmy, że trzeba trzymać gębę na kłódkę?
To przypominało odgadywanie zamiarów dzikiego zwierza. Widział mięśnie naprężające się w szczęce ojca, ale czuł, że Simon zastanawia się nad jego słowami.
- Kiedy to się pojawiło w Internecie? – ryknął Simon do Ruth. – Sprawdź! Jaka przy tym jest data?
Jego żona, nadal pochlipując, przysunęła nos do monitora na odległość pięciu centymetrów, bo jej okulary zostały roztrzaskane.
- Piętnastego – szepnęła.
- Piętnastego…w niedzielę – powiedział Simon. – To była niedziela, nie?
Ani Andrew, ani Ruth nie przytaknęli. Andrew nie mógł uwierzyć swemu szczęściu. Ale jednocześnie nie wierzył, że potrwa ono długo.
- Niedziela – powtórzył Simon. – Więc w zasadzie każdy mógł….Ja pierdolę, mój p a l e c! – zawołał, kiedy podźwignął się z fotela i przesadnie utykając, ruszył w stronę Ruth. – Z drogi!
Czym prędzej się odsunęła i patrzyła, jak jej mąż jeszcze raz czyta wpis na stronie. Bez przerwy prychał jak zwierzę próbujące oczyścić nozdrza.
Andrew pomyślał, że mógłby udusić ojca, kiedy ten tak siedzi, gdyby tylko znalazł się kawałek kabla. […]

[…] Simon siedział i myślał, czując pulsowanie pękniętego palca. Pocił się w cieple kominka owładnięty bezsilną wściekłością. Lanie, które sprawił żonie i synom, było dla niego niczym, nawet się nad nim nie zastanawiał. Właśnie spotkała go wielka krzywda, więc złość w naturalny sposób wyładowała się na najbliższych. Tak to już jest w życiu. W każdym razie Ruth, ta głupia suka, przyznała się, że wygadała Shirley… […]
J.K.Rowling
Trafny wybór
* * *
Fragmenty takie, jak ten zawsze wywołują we mnie mieszane uczucia. Bo jak to? Jeden człowiek jest w stanie zdominować całą rodzinę?
Jak to się dzieje, że ofiary długie lata poddają się woli oprawcy, a wręcz zacierają ślady przemocy, pudrując siniaki na ciele, unikając wścibskiego wzroku sąsiadów?
Milczą i cierpią. I jeśli się zastanowić, to w większości siła. Dlaczego w tym przypadku niewykorzystana?
O tym, że prawo w takich przypadkach jest nieudolne i opieszałe, już nieraz dyskutowaliśmy.
Jednak zastanowiłabym się także nad innym aspektem. Według jednego z przykazań powinniśmy czcić ojca i matkę. Czy dzieci mogą pozwolić sobie na myśli o ewentualnym odwecie na sprawcy? Czy mają do tego prawo?
A teraz zastanawiając się w szerszym zakresie, czy żonę (najczęściej kobiety są ofiarami przemocy z racji mniejszych możliwości fizycznych) i dzieci, jeśli ukarzą swego oprawcę, powinno się karać (np. więzieniem), czy potraktować ulgowo zgodnie z zasadą, że "miarka się przebrała", więc nerwy mogły puścić?
* * *
https://www.youtube.com/watch?v=m65jhGwtWrg

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz