Wszyscy się zmieniamy.
W naszych rysach odciskają znak minione czasy.
Najpierw ja znalazłam się w tej szkole – byłam przecież starsza.
Trudno
było nie zauważyć TEJ dziewczyny – z oliwkową skórą i przepięknym
uśmiechem, w czasie którego można było podziwiać jej idealnie proste
zęby. Zazdrościłam jej tego uśmiechu!
Gdybyśmy
spotkały na swojej drodze wróżkę, która przepowiedziałaby nam
przyszłość, pewnie obie byśmy nie uwierzyły. Marzyłam o uczeniu w
szkole, a o czym ona wtedy marzyła?
Faktem
jest, że dziwnym trafem, klasy „b” (w tym moja) zawsze były wybitne, w
klasach „c” ( w tym jej) uczniowie nie przykładali się do nauki i wlekli
w ogonie, jeśli chodzi o średnią.
Pewnego
dnia grono pedagogiczne wymyśliło ciekawą odskocznię dla uczniów z
okazji pierwszego dnia wiosny. Zapewne miało to zapobiec ucieczkom
potencjalnych wagarowiczów. Wybrani uczniowie, w tym ja, mieliśmy
zamienić się z nauczycielami miejscami i poprowadzić lekcję. Gdyby tylko
zamiana odbywała się w samej klasie… Nie, zamieniono nas klasami i tak
stałam się nauczycielką klasy „c”, jej klasy.
Nie ma sensu opowiadać jak przebiegała „moja” lekcja, bo nie jest to meritum sprawy.
W każdym razie tamtego dnia miałam okazję poznać „swoją uczennicę”, której uśmiech tak bardzo mi się podobał.
Przed
kilku laty, gdy Młoda zamieszkała w naszym domu, oprócz własnego
dobytku, przytaszczyła też rodzinne pamiątki, w tym zdjęcia.
- Znam twoją mamę – rzekłam spoglądając na jedno z nich.
Młoda popatrzyła na mnie ze zdziwieniem.
Ze zdjęcia zerkała na mnie ta sama dziewczyna ze szkoły podstawowej.
Ta sama, choć wyglądająca zupełnie inaczej, bo przecież to, jak żyjemy, odciska ślad na naszej twarzy.
Nigdy bym nie pomyślała, że nasze drogi kiedykolwiek znów się przetną…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz