Specjalisty trzeba było szukać gdzieś dalej.
W naszym regionie czas oczekiwania na wizytę wynosił około…dwóch lat.
Wyszukiwarka „do zadań specjalnych” namierzyła miejscowość oddaloną od
nas o niewiele ponad 20 km. Tam czas oczekiwania wynosił dwa miesiące.
Skorzystałam.
Zapisałam nas obie, choć niedogodnością okazało się, że nie dało się pojechać razem - trzeba było w dwóch różnych terminach.
I należało tylko dowieźć skierowania.
Nastał czas wizyty, na którą pojechałam z Młodą.
Pacjenci z kolejki byli przyjemnie rozgadani, choć kobieta z poczekalni
napomknęła, iż doktor zasugerował, że wolałby widzieć jej męża-pacjenta
na prywatnej wizycie.
I wspomnienia miałybyśmy pozytywne, gdyby nie to, że Młoda zapragnęła dowiedzieć się więcej na temat swojego przypadku.
- Panie doktorze, a czy to prawda, że….- i tu Młoda zadała pytanie,
którego sens zasugerowała jej pewna pani doktor, wiążąc inne schorzenie z
tym, z powodu którego tu się znalazłyśmy.
- Co mi tu pani głowę zawraca pierdołami! – zareagował lekarz.
Czy to on zachował się nieodpowiednio, czy też Młoda zadała zbyt trudne
pytanie, na które doktor nie potrafił znaleźć odpowiedzi?
Czy lekarz znalazłby czas na ustosunkowanie się do tematu, gdybyśmy poszły do niego prywatnie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz