niedziela, 10 grudnia 2017
Rodzicielstwo - trudna decyzja? - 14.06.2017
Żaden lekarz nie umiał mi wyjaśnić, dlaczego nie mogę zajść w ciążę. Jestem wystarczająco młoda, w niezłej formie. Kiedy próbowaliśmy, wcale tak dużo nie piłam. Mąż miał dużo spermy i aktywnych plemników. Po prostu się nie udało. Ani razu nie poroniłam – oszczędzono mi tych męczarni – zwyczajnie nie zaszłam. Zaliczyliśmy jedną próbę zapłodnienia in vitro, bo na więcej nie było nas stać. Tak, jak wszyscy nas ostrzegali, była nieprzyjemna i nieudana. Nikt mnie natomiast nie ostrzegł, że wszystko się przez tę próbę załamie. Ale się załamało. A raczej najpierw załamałam się ja, a potem my.
W bezpłodności najgorsze jest to, że nie można przed nią uciec. Nie wtedy, kiedy ma się trzydzieści lat. Znajomym rodziły się dzieci, znajomym znajomych też, a ciążą, poród, a potem pierwsze przyjęcia urodzinowe. Cały czas mnie o to pytano. Moja matka, przyjaciele, koleżanki z pracy. Kiedy przyjdzie moja kolej? Doszło do tego, że nasze bezdzietność stała się tematem rozmów nie tylko między mną a Tomem, ale też w szerszym gronie. Czego próbujemy, czego powinniśmy spróbować, naprawdę myślisz, że drugi kieliszek wina ci nie zaszkodzi? Wciąż byłam młodsza, wciąż mieliśmy mnóstwo czasu, ale porażka oplotła mnie jak opończa, dobiła i pogrążyła, w końcu straciłam nadzieję. Wtedy nie dopuszczałam do siebie myśli, że to tylko moja wina, jak powszechnie wiadomo, że tylko ja zwiodłam. Jednak tempo, w jakim Anna zaszła w ciążę, dowodzi, że Tom jest płodny, że nigdy nie miał z tym żadnych problemów. Myliłam się, twierdząc, że wina leży po obu stronach. Leżała tylko po mojej.
Lara, moja najlepsza przyjaciółka jeszcze ze studiów, urodziła dwoje dzieci w ciągu dwóch lat, najpierw chłopca, potem dziewczynkę. Nie lubiłam ich. Nie chciałam o nich słyszeć. Nie chciałam z nimi przebywać. Po jakimś czasie Lara przestała się do mnie odzywać. Pewna dziewczyna z pracy powiedziała – od niechcenia, jakby mówiła o usunięciu wyrostka robaczkowego albo o wyrwaniu zęba mądrości – że miała niedawno aborcję farmakologiczną i że było to dużo mniej traumatyczne niż skrobanka, którą zaliczyła na studiach. Przestałam z nią rozmawiać, nie mogłam na nią patrzeć. W pracy zrobiło się niezręcznie, wszyscy to zauważyli.
Tom podchodził do tego inaczej. Po pierwsze, to nie była jego wina, poza tym nie potrzebował dziecka tak, jak ja. Owszem chciał być tatusiem, naprawdę chciał – jestem pewna, że marzył, aby pokopać piłkę z synkiem w ogrodzie albo wziąć córeczkę na barana i pójść z nią na spacer do parku. Ale uważał również, że będzie nam się dobrze żyło i bez dzieci. Jesteśmy szczęśliwi, powtarzał, dlaczego po prostu nie możemy żyć tak dalej? Zaczęłam go irytować. Nie mógł zrozumieć, że można tęsknić za czymś, czego się nigdy nie miało, że można to opłakiwać.
Czułam się odizolowana w swoim nieszczęściu. Odizolowana i samotna, więc zaczęłam trochę pić, a ponieważ z czasem piłam coraz więcej, byłam coraz bardziej samotna, bo nikt nie lubi przebywać w towarzystwie pijanej dziewczyny. Przegrywałam, więc piłam, piłam, więc przegrywałam. Lubiłam swoją pracę, ale nie zrobiłam błyskotliwej kariery, a nawet, gdybym zrobiła, bądźmy szczerzy: u kobiety wciąż liczą się tylko dwie rzeczy – uroda i to, jak sprawdza się w roli matki. Nie jestem zbyt ładna i nie mogę mieć dzieci, więc jaka jestem? Bezwartościowa.
Nie twierdzę, że dlatego piję. Nie mogę zwalić winy na moich rodziców, dzieciństwo, zboczonego wujka czy jakąś straszną tragedię. To tylko moja wina. Zresztą i tak zawsze byłam trunkowa, lubiłam pić. Ale bardzo posmutniałam, a smutek nudzi się z czasem i temu smutnemu, i wszystkim naokoło. Wtedy z pijącej stałam się pijaczką, a nie ma nic nudniejszego niż smutna pijaczka.
Teraz jest lepiej. Odkąd zaczęłam żyć na własny rachunek, trochę mi przeszło, to z dziećmi. Nie miałam wyjścia. Czytałam artykuły, zrozumiałam, że muszę się z tym pogodzić. Są różne możliwości, jest nadzieja. Gdybym wytrzeźwiała i wyszła na prostą, mogłabym adoptować dziecko. Nie mam jeszcze trzydziestu czterech lat, to jeszcze nie koniec. Czuję się lepiej niż kilka lat temu, kiedy zostawiałam wózek na zakupy i wychodziłam ze sklepu, jeśli kręciło się tam za dużo matek z dziećmi. Wtedy nie byłam w stanie przyjść do parku, usiąść na placu zabaw i patrzeć, jak pulchne maluchy bawią się na zjeżdżalni. Wtedy sięgnęłam dna, wtedy pragnienie było najgorsze i myślałam, że stracę zmysły.
Dziewczyna z pociągu
Paula Hawkins
* * *
Mój syn jest już dorosłym facetem.
Zawsze myślałam, że gdybym nie mogła mieć potomstwa, adoptowałabym dziecko z domu dziecka.
Dlaczego jedna para bezdzietnych rodziców decyduje się zaadoptować dziecko, a inna nie?
Od czego to zależy?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz