Jeśli można zakochać się od pierwszego wejrzenia, to tak właśnie było.
Zaczęło się od jednego zdjęcia, które wypatrzyłam w necie.
I wpadłam.
W to zauroczenie.
Każdy ma inne wymagania co do miłości.
Mnie
wystarczył błękit nad głową, zapach przekwitłej lawendy i aromat
wydzielany przez drzewa pinii, które gięły się w pokłonach przed
ciepłymi wiatrami. A wszystko to przeplecione aromatem ziół, które ktoś
posadził w tej czerwonej ziemi.
Zadziwiające! Po deszczu wszystko pachniało…magą.
Magia zapachów! Nie do uwierzenia, że wciągając powietrze inhalujemy nie tylko płuca, ale też zmysły.
Gdybym miała wybrać miejsce, w którym chciałabym dożyć późnej starości, byłoby to właśnie TO.
Niespieszne,
leniwe, spokojne miasteczko, w którym życie toczyło się zupełnie innym
rytmem, do którego my, Polacy, jesteśmy przyzwyczajeni.
Roześmiani mężczyźni, spotykający się przy promenadzie, gdzie zacumowano ich żaglówki.
Kobiety plotkujące ze sobą we wnękach domów, gdzie handluje się tym, co najcenniejsze na tej wyspie – lawendą.
Tu nikt się nie spieszy.
Wszyscy mają czas.
I rozmawiają ze sobą, ciesząc się życiem.
Nie do uwierzenia!
Vrboska
Zapamiętałam wszystko.
Miejsca, które zwiedziliśmy, dziwiąc się, że tu inna kultura, zaklęta najczęściej w skałach, z których buduje się mury.
Jelsa i Stari Grad
Twierdza w Hvarze
Już
zawsze zmysły będą pamiętać odgłos wydawany przez świerszcze,
przebijający hałasem wszystkie inne dźwięki, a po zejściu z brzegu
wychylający się spoza zieleni pinii błękit morza i odcinające się nań
bielą statki.
Z wyspą będzie mi się kojarzyć czas, gdy niespodziewanie trzask piorunów, zburzył nocną ciszę.
I ciepły wiatr, który gładził nagie ciało…
Vrboska
- Raj. Tak mógłby wyglądać raj – rzekłam przeciągając się na kocu.
- Zgadzam się – odparł mąż.
Promienie
słońca muskały nasze ciała, wiatr owiewał skórę. Nieopodal miejsca, w
którym leżeliśmy, przeszła z dwoma dużymi psami wysoka naga kobieta.
Poniżej,
na dolnej partii skał, jakaś kobieta próbowała skłonić swego wielkiego
pupila do wejścia do morza. Jej mąż już pływał. Udało się – wielki
kudłacz płynnie poruszał się w wodzie.
W tej okolicy zauważyliśmy dużo psów.
I dużo do nich miłości.
Jak w raju.
Idealnie.
Nawet w sympatii do ludzi i zwierząt.
Z
oddali podglądaliśmy życie toczące się na campie. Wszystko jak w
zwolnionym tempie – kobiety przechadzające się między autami i
mężczyźni, którzy nie wstydzili się własnych ciał: za niskich, za
grubych, za starych. Nikt nie robił problemu z nagości, traktując ciało
jako pochwałę człowieczeństwa.
Ten
świat mógłby być idealnym, gdyby nie fakt, że wszyscy przybyli tu tylko
na wypoczynek, wyhamowanie w codziennych działaniach. Tego oczekiwali i
to dostali na tej rajskiej wyspie…
Patrzę na zdjęcie męża.
Sucuraj.
Start do powrotu do domu.
On
nie wie, że pstryknęłam mu zdjęcie właśnie wtedy, gdy z nostalgią
spoglądał na wodę, już tęskniąc za tą ziemią, która ukazała nam się
rajem. Wyłapałam chwilę smutku, z którego on sam dopiero zdał sobie
sprawę wtedy, gdy pokazałam mu tamto ujęcie.
Pożegnanie z Sucurajem
Na horyzoncie Drvenik
Ja też będę tęsknić za tą ziemią.
I tylko lawenda pachnieć mi będzie.
Z Lawendowej Wyspy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz