Sport to zdrowie?
Nie zawsze.
Na pewno wielu z Was, którzy dłużej mnie czytają pamiętają,
iż prawie rok temu, w czasie wykonywania ćwiczeń na stepie, ześliznęła mi się noga .
Efekt był taki iż musiałam uruchomić wszystkie możliwości,
żeby tylko nie pójść z tym na SOR.
I nie poszłam.
Za to tonami jadłam przeciwbólowe, żeby móc funkcjonować w
pracy. O ilościach wcieranych żeli tego samego użytku co tabletki, już nie
wspomnę.
Po ponad pół roku, gdy nadal czułam, że mam tę nogę, ale nie
taką, jak bym sobie życzyła, poszłam do lekarza i tu niemiła niespodzianka –
doktor nie dość, że nie dał skierowania na prześwietlenie, to jeszcze wypisał
przeciwbólowe (wszystko, smarowidła też) i zalecił stosowanie.
- Nie będę zażywała przeciwbólowych – skwitowałam krótko.
- Jak pani nie będzie stosować, to nie minie… - odparł.
- Już zażywałam. – i wymieniłam co stosowałam.
- Dlaczego pani nie mówiła? – w jego głosie słychać było
pretensje.
- Przecież to logiczne. Jakbym dała radę przechodzić te pół
roku…?
Doktor wypisał skierowanie na zupełnie inną przypadłość,
która mnie gnębi już jakiś czas.
- A na tę bolącą nogę też mi pan dał?
- Powie pani przy okazji. Proszę zejść i zapisać się do ortopedy.
Zeszłam. Zapisałam się. Na koniec marca.
Czyli o tej bolącej mam powiedzieć niby wtedy.
A do tego czasu to co mam z nią robić?
U lekarza byłam w listopadzie.
Ehhhhh, jak ten czas leci!
Do końca marca to
prawie mgnienie oka.
Prawie…
Z nogą nie dało się niczego zrobić, oprócz tego, że udało mi
się wyedukować w temacie i przedsięwziąć pewne kroki:
- przybliżyć termin wizyty u ortopedy, ale w zupełnie innym
mieście
- dowiedzieć, że na tę bolącą nogę TEŻ MUSZĘ MIEĆ
SKIEROWANIE, więc muszę znów do doktora (wprowadził mnie w błąd, że „przy
okazji powiem”)
- zamrozić na miesiąc karnet na fitness.
I na tym zamrożeniu chciałabym się skupić.
Człowiek jest jednak leniwcem. Miesiąc (bez ćwiczeń) minął
szybciutko, a darowany mi czas był niczym obrok dla konia – podobało mi się, bo
nie musiałam nigdzie się spieszyć.
Oprócz pracy, bo tej ostatnio miałam w nadmiarze, więc mi
się wydawało, że powinnam sobie przytachać łóżko do pracy i w ogóle na noc nie wracać
do domu, bo po co…?
Taka musowa sytuacja, która na szczęście wnet się skończy.
Ufffffff.
Karnet „rozmrożony”, więc do dzieła… A tu ni stąd ni zowąd
jakiś wirus wpełzł do gardła i nijak nie chciał opuścić tego przybytku.
Dopiero antybiotyk. Przeszło momentalnie, więc może ja się
tylko łudziłam, że to wirus, a to bakteryja jakaś była.
Faktem jest, że karnet zamroził się na kolejny tydzień – z
gorączką i kaktusami w gardle trudno byłoby ćwiczyć. A pracować się da? Ano
najwidoczniej da.
Wczoraj nastąpiło apogeum czyli rzeczywisty czas rozmrożenia
karnetu.
I ani żaden mikrob, ani wirus, nawet śniegu nie ma, żeby
zgonić, że mnie zasypało, więc nie pójdę…
A wiecie co jest w tym wszystkim najdziwniejsze? Że nie
można dostać się na zajęcia.
Serio mówię!
Wszystkim do głowy uderzył szampan sylwestrowy, a właściwie
postanowienia noworoczne. Najwyraźniej wpłynęły na to, że na sali człowiek koło
człowieka.
A właściwie kobieta koło kobiety.
Ani szpilki wcisnąć.
Jedna facet się wcisnął, ale na takich zajęciach to unikat.
Niektórych te postanowienia rodzinnie dotknęły, bo z domu
wychodzi żona.
I mąż.
I dzieci.
Wszyscy się spocić.
Fajnie, że taka rodzinna inicjatywa.
Problem jest jeden: w razie WU (jak mawia cała Polska, bo
Polacy lubią mówić jednym głosem), nie ma co zrobić z bolącymi gnatami, bo
każdy przegania (mało profesjonalnie).
I tak można od Kajfasza do Annasza.
A każdy tylko przeciwbólowe.
„Chciałeś, no to masz!”
Po rozmrożeniu
karnetu wszystko mnie boli.
To podobno endorfiny.
Przeciwbólowych brać nie będę.
Endorfiny będę znieczulać?
Niech się panoszą! 😎
Zdjęcie pochodzi z darmowej strony pixabay
Życzę aby te endorfiny panoszyły się bez ścisku cały rok. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńI wzajemnie, Iwonko :)
UsuńNiech Ci się panoszą, obojętne z jakiej przyczyny :)
A co to jest WU?
OdpowiedzUsuńFaktycznie, ludzie garną się do ćwiczeń, gdy idę lub wracam z pracy koło wielkiej siłowni widzę ćwiczących bieganie, chodzenie czyli to samo co ja robię na świeżym powietrzu...ale zgoda, nie każdy lubi spacery.
Koleżanki córka na stepie tez doznała urazu...sport to zdrowie?
Jotko, faktycznie wygrzebałam twój komentarz ze spamu, ale dopiero po tym, jak odpowiedziałam na ten drugi...
UsuńCo to "WU"? Chyba TV nie oglądasz. Może koleżanki używają tego sformułowania, a ostatnio słyszałam to w jakimś programie.
"W razie WU" czyli na okoliczność wystąpienia niespodziewanych zdarzeń ;)
Moja koleżanka też doznała urazu na stepie, praktycznie w tym samym czasie, choć na innej siłowni. Ona była na L4 i leczyła nogę, która dalej ją boli. Ja nie. Efekt ten sam - obie nas bolą nogi po kontuzji na stepie.
Osobiście nie korzystam z urządzeń na siłowni, bo mnie to nudzi - wolę chodzić na fit. Niemniej i tu korzysta się czasem z urządzeń: piłek, ciężarków, sztang, gum i czasem stepów.
Według mnie to właśnie stepy są odpowiedzialne za kontuzje - musisz poruszać się w rytmie, patrząc na prowadzącą i wchodzić na stopień. Trzeba mieć bardzo dobrą koordynację ruchową oraz "pamiętać", gdzie stoi step.
Miało być: "moje koleżanki" :)
UsuńLekarze są odrealnieni...
OdpowiedzUsuńŻyczę im, żeby sami musieli korzystać z usług innych lekarzy ;)
UsuńTak dobrze to nigdy nie będzie...
UsuńWydaje Ci się - też się leczą u innych lekarzy ;)
UsuńAle nie stoją w kolejkach miesiącami, nie muszą brać skierowań do kolegów, czekać na badania latami, zdychać na SOR-ze...
UsuńA to prawda - w kolejce czekać nie muszą ;)
UsuńZresztą, z tego, co kojarzę, pielęgniarki też nie muszą - tzw. służba zdrowia nie musi ;)
UsuńAż się dziwię, że ja muszę, bo też jestem poniekąd powiązana z tym...towarzystwem :)
UsuńWidocznie w tej mafii "poniekąd" nie wystarczy.
UsuńMożliwe ;)
UsuńW każdym bądź razie znam osoby z mojej branży, które potrafią wykorzystać fakt przynależności.
Ja jakoś nie potrafię....
Dla lekarzy jesteśmy tylko obiektami i numerkami.
UsuńCała ta służba zdrowia jest bardziej chora niż jej pacjenci. A farmakologia pomaga tymczasowo... radziła bym poszukać informacji o leczeniu dotykiem... znaczy uciskamy punkt, odpowiedni za cośtam cośtam i włala, ból znika :)
OdpowiedzUsuńBól może i by zniknął, gdyby chodziło o zwyrodnienie. Nie wiem, czy ucisk pomoże na naciągnięte/zerwane ścięgna ;)
Usuń"- Przecież to logiczne. Jakbym dała radę przechodzić te pół roku…?"- najbardziej mnie rozbawiło :)))) Czego Ty wymagasz Ariadno?
OdpowiedzUsuńNooooooo właśnie. Czego ja wymagam!? ;)
Usuńkarnet się dało zamrozić,to może ową bolącą nogę też?
OdpowiedzUsuńZamrożenie nogi jest prostsze niż karnetu hihihihi.
UsuńPsikasz tym i owym i już - zamrożona. Przynajmniej na chwilę ;) To się nazywa ICEMIX :) Ten sztuczny lód. Sportowcy tego używają ;)
Chyba blogger mnie nie lubi bo trafiam do spamu...
OdpowiedzUsuńJak to trafiasz, skoro nie wyciągałam Cię ze spamowych czeluści? ;)
UsuńCała prawda o słuzbie zdrowia,współczuję bolacej nogi.
OdpowiedzUsuńRaz bili, raz nie boli.
UsuńGeneralnie bardziej wkurza.
No to wypada tylko zdrowia życzyć, co czynię :)
OdpowiedzUsuńZdrowie jest. Tylko noga trochę nie taka ;)
UsuńBył kiedyś taki dowcip o ptaszku, co miał jedną nóżkę bardziej.
UsuńMyślisz, że prawie, jak ten ptaszek? ;)
UsuńA ortopeda Ci powie, że takich ładnych nóg dawno nie widział...i koniec wizyty...;o)
OdpowiedzUsuńNie, ortopeda w mojej przychodni to gbur. Nie odzywa się do pacjentów i rąbie ich o byle co. sama byłam świadkiem pewnej kłótni pacjenta z lekarzem - pacjent wkurzył się o chamskie zachowanie lekarza i powiedział, co myśli na temat takiego zachowania. Przysłuchiwała się temu cała przychodnia ;)
OdpowiedzUsuńMnie też kiedyś podkusiło nie pójść do lekarza ze skręconą kostką - tak nie cierpię chodzić do lekarza, że muszę naprawdę czuć się zagrożona, żeby tam trafić, a wydedukowałam sobie, że od bólu nogi raczej się nie przekręcę. Przetrwałam to w domu, ale dzisiaj noga w kostce potrafi mi się nagle przekręcać na nierównościach, z tym, że już bezboleśnie, hehe :-/
OdpowiedzUsuńPrzekręca Ci się ot tak? To też jest jakaś anomalia....
OdpowiedzUsuńTak - idę sobie, trafiam w dołek i noga mi się wykręca w kostce. To podobno normalne podczas źle leczonego skręcenia. Z tym, że to nie jest cały czas, muszę własnie wpaść w jakiś dołek, natknąć się na nierówność.
UsuńNie da się z TYM czegoś zrobić?
UsuńOd stycznia wszystkie znane mi siłownie mają promocje na karnety...pod warunkiem, że zapłacisz za rok z góry. Znajomy, stary bywalec siłki radził mi, jeżeli chcę się zapisać, to tak koło marca...wtedy jest już normalnie, postanowienia noworoczne się kończą i zaczyna się normalne życie;)
OdpowiedzUsuńZdrowia życzę!
Też mam nadzieję, że w miarę upływu roku, będzie coraz luźniej ;)
UsuńChyba trochę za długo czekałaś......
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Ariadno. :) .
Chyba tak. Wciąż powtarzam, że szewc bez butów chodzi ;)
UsuńSkąd ja to znam ja rok czasu chodziłam po lekarzach z bolącym barkiem przepisywali mi zastrzyki, tabletki cuda nic nie pomogło oczywiście o prześwietleniu nie było mowy. W końcu znalazł się mądry lekarz który zrobił usg i stwierdził że mięśnie są zerwane i trzeba ciachać. A ja straciłam rok czasu na niewłaściwe diagnozy bo podobno ja sobie to wymyśliłam żal
OdpowiedzUsuńW końcu znalazł się mądry lekarz....
UsuńTo przerażające! Od razu przypomina mi się historia mego męża i dość specyficznej dolegliwości, na której poznał się dopiero...dziesiąty lekarz oglądający to coś :(
Moja mama straciła zdrową nogę, bo lekarz nieudolnie przeproowadził badanie żył. Utworzył się zakrzep, z którym mama leżała kilka dni i sie skarżyła na ból. Az było za późno.
UsuńAleż to wszystko skomplikowane. Chyba jako blondynka nie pojmę tego wszystkiego...:-)))
OdpowiedzUsuńZapraszam do nowego domku:
Ja jako blondynka też nie pojmuję ;)
UsuńOczywiście do domku zaglądnę :)
Bolało mnie ucho. Dzwoniłam od jednego laryngologa do drugiego. Zapisy. Najszybszy termin..za miesiąc. Jak żyć z bolącym uchem? Ostatni telefon. Jak długi jest termin oczekiwania?- zapytałam zniecierpliwiona.
OdpowiedzUsuń- Pani doktor była chora, więc wszystkie wizyty są poprzesuwane, przyjmujemy tylko w poniedziałki i środy, mogę zapisać panią za dwa miesiące, ale uprzedzam, ze czas oczekiwania może się wydłużyć - jednym tchem odpowiedziała pani po drugiej stronie telefonu.
- A jak długo będę czekała, gdybym chciałaaa... prywatnie?
- A chce pani?
- Oczywiście.
- Wizyta kosztuje 150 zł, zgadza się pani?
- Tak!
- Proszę przyjść jutro o trzynastej , ale punktualnie - usłyszałam, jakby nigdy nic....
I tyle .. Dla mnie to trochę bezczelność, bo chory, ubezpieczony, albo płaci, albo czeka.
Szkoda słów.
Serdeczności Ariadno:)
Są jednak sposoby na przyspieszenie. Ciekawe czy pomoc była warta kosztu wizyty
UsuńOczywiście Barbaro...kiedy się płaci, to na badanie trafia się szybciej ;)
UsuńMojego ortopedę miałabym tuż tuż, nawet nie pytałam, choć pani w okienku też zapytała, czy chcę prywatnie.
- Nie, nie chcę! - powiedziałam.
- Za dużo kasy już władowałam lekarzom: ginekologom, dentystom, dermatologom i specjalistom innej maści - pomyślałam - Dość tego i VETO! Od teraz wszystko na NFZ.
No to pani wynalazła mi termin za 4 miesiące.
Zgadzam się - szkoda słów.
Warto wydać pieniądze, żeby szybciej się wyleczyć i nie męczyć. Zresztą ucho dawało o sobie boleśnie znać, więc czekanie byłoby udręką. Pomogło szybko. Następnego dnia nie było już bólu, a po tygodniu byłam zupełnie zdrowa.
UsuńAriadno myślę,że co innego jedna wizyta, a co innego częste powroty i kolejne opłaty. W każdym razie pieniądze mogą załatwić wiele rzeczy. Niestety dla mniej zamożnych. Miłego dnia:)
Barbara
Przerażenie mnie ogarnia, gdy ludzie podążają z upartością maniaka do lekarza, który skórę z nich zdziera. Może niektórym się wydaje, że jak drogi, to dobry? ;)
UsuńU mnie na siłowni też najwięcej ludzi na początku roku i potem miesiąc przed sezonem plażowym ;)
OdpowiedzUsuńA to można coś zrobić z oponką na brzuchu na miesiąc przed plażowaniem? hihiihih
UsuńJa skręciłam kostkę, i też na razie nie ćwiczę...Wiem że później będzie mi koszmarnie ciężko wrócić, bo ja lubię ćwiczyć ale dopiero jak już zacznę!
OdpowiedzUsuńJak zaczniesz, to będziesz ćwiczyć, ale jak się przerwie, to nie chce się zaczynać.
UsuńLepiej ćwiczyć cały czas ;)
y dojścia do formy i zdrówka życzę w takim wypadku.
OdpowiedzUsuńAy endorfinki niech szaleja, szaleją ....:)
W takim wypadku dziękuję :) ;)
Usuń"Obywatelu ulecz się sam" . Takie hasło powinno wisieć w przychodniach lekarskich, nawet tych prywatnych
OdpowiedzUsuńPrzykre, że cierpisz i jeszcze zmagasz się z systemem.
Życzę zdrowia i... cierpliwości
Cierpieć (aż tak! ) nie cierpię :)
UsuńMoże nadmiar pracy nadwyręża mi nogę, ale co zrobić. Odcinam kupony od tego zwariowania ;)
Nie cierpię za to służby zdrowia, w jej polskim wydaniu!
WU też dla mnie jest tajemnicą, w życiu nie spotkałam się. A służba zdrowia? Korzystam tylko z prywatnej, i jakoś jest, nawet nieźle :). Co do siłowni - tez nie bywam, bo tam mdleję :)
OdpowiedzUsuńWpisz w google sformułowanie "w razie wu". Zobaczysz ile jest tłumaczeń tego wyrażenia i jak bardzo jest ostatnio popularne w naszym kraju ;)
UsuńPrywatnie musi być nieźle.
Choć i z tym różnie bywa... Mogłabym podać przykłady, ale nie chcę się narażać ;)
staram się ćwiczyć, ale każdą okazję wykorzystuję by tego nie robić - bo gardło boli, bo ciężki dzień w pracy, bo, bo, bo... zawsze mam wymówkę. Teraz udaje mi się ćwiczyć 2-3 razy w tygodniu, ale dążę do 3-4 razy.
OdpowiedzUsuńCo do kostek - ja swoje skręciłam, potłukłam, połamałam kilka razy. To moja zmora, raz w roku coś poważnego stanie mi się w którąś kostkę. Miałam już gips, ortezę na 3 miesiące, rehabilitacje, znam temat aż za dobrze. Jedno mi niestety zostało - kostki bolą mnie niemal non stop. Szczególnie po intensywnym dniu... A jak pogoda się zmienia to już dramat...
codziennyuzytek.pl
Przed spadnięciem ze stepu potrafiłam chodzić nawet codziennie ;) Jednak to jest gruba przesada i szybko człowiek czuje się wypompowany. Przy intensywnych ćwiczeniach mięśnie nie nadążają się zregenerować.
UsuńW sumie to nigdy się nie połamałam. I nie byłam ani w ortezach, ani nie byłam rehabilitowana (w żadnej z części ciała ;) ).
Jak na to, ile już żyję, nie jest to chyba zły wynik ;)
No tak nieleczone się mści☺.Dlatego zapamiętaj kobietko puchu marny ,że musisz zawsze na gorąco galopować do lekarza ..Ja kiedyś upadłam na chodniku będąc w Toruniu jeszcze,szłam z koleżanką ,chodniki porobione w kostkę ☺Ja rozglądałam się po kamieniczkach,nie zauważyłam spadu i łubu-du-bu ...niech żyje nam☺☺☺.Kostka tak mnie bolała ,że od razu na dyżur do szpitala..I dobrze zrobiłam,bo miałam skręcona kostkę ,ścięgno naciągnięte..Założyli gips i dzisiaj niczego nie odczuwam.Samemu nie warto się leczyć , nawet z pękniętą kostką możesz chodzić ,ale po czasie będziesz odczuwać ciągle ból przy wysiłku ..U Ciebie sprawa przedawniona z noga ,możesz mieć teraz kłopot.Na siłkę nie chodziłam nigdy,w domu pokonuje kilkanaście razy schody .To mi wystarczy☺☺.Mam dobre geny,otyłość mi nie grozi::))Życze zdrówka::))
OdpowiedzUsuńByło się rozglądać po kamieniczkach? ;)
OdpowiedzUsuńJa się po niczym nie rozglądałam i też spadłam. Poza tym...cóż oznacza moje spadnięcie wobec tego, że wnet będą mnie kroić. I już się denerwuję, bo będę unieruchomiona przez jakiś czas :( I wykluczona zawodowo...
Nie wiem, czy będę potrafiła tak sobie nic nie robić ;)
Muszę odpisać tutaj, bo moje komentarze pod Twoimi odpowiedziami znikają.
OdpowiedzUsuńMyślę, że wielu ludzi niestety tak myśli.. "drogi lekarz więc dobry." A może powinno się myśleć, że drogi, więc bezczelny, bo za kilkuminutową wizytę życzy sobie całkiem niezłą kasę, wykorzystując sytuację? Czasem sam lekarz nie wierzy w poprawę, ale wypisuje kolejne recepty i zaprasza na kolejne wizyty. Pozdrawiam ciepło Ariadno:)
...a najzabawniejsze, gdy kilku pod rząd pacjentów ma wypisane jedne i te same leki ;)
OdpowiedzUsuńCiekawa opinia o drogich lekarzach, ja mam podobną.
OdpowiedzUsuńSyn poszedł do młodego ortopedy (co miał głowę świeżą zamiast rutyny) bo do takiego mógł od ręki prywatnie, rozpoczął leczenie i już jest poprawa za niewielkie pieniądze. Ech ta dobra zmiana....:)
Na szczęście za niewielkie pieniądze. Mój syn ma diametralnie inne doświadczenie i kupę wydanej kasy, a noga, jak bolała, tak boli. Leczył się w renomowanej poradni dla sportowców z całego kraju...
UsuńGdyby tak endorfinami można byłoby wyleczyć bolącą nogę, ząb i łokieć, wtedy lekarze mieliby problem z pracą...
OdpowiedzUsuń...żeby tak...
UsuńNiestety to nie takie proste ;)
Chociaż stopień bólu zależy też od naszego do niego nastawienia. Coś w tym jest, bo lekki ból można spokojnie przeżyć, a nawet o nim zapomnieć, czego jestem najlepszym przykładem ;)
OdpowiedzUsuńStaram się tak żyć, żeby unikać lekarzy. Najdelikatniej mówiąc, nie mam o nich najlepszego zdania.
OdpowiedzUsuńja złamałam kiedys duży palec u nogi. Ale nie poszłąm do lekarza.
OdpowiedzUsuńJa też staram się tak żyć, choć nie zawsze się udaje.
UsuńSkąd wiesz, że palec był złamany?
Pewnego dnia mojemu mężowi spadła metalowa belka na dłoń. Niby nic. Trochę słabo mu się zrobiło, ale jakoś przeszło to bez echa. Szybko jednak okazało się, że coś tam w dłoni trzasnęło i się złamało, a rękę wsadzono w gips. Nawet nie było widać, że złamane ;)