...I od tamtego czasu w kinie byłam dziesiątki razy. Łyknęłam
bakcyla.
Ale nie o kinie tym razem chciałam…
Wiecie, jak to działa? Nic w przyrodzie nie ginie i natura
nie znosi próżni.
Myślicie, że pławiłam się w luksusie zbytku nadmiaru czasu,
gdy nie pisałam? Nic bardziej błędnego. W to miejsce wdarły się inne rzeczy np.
maile, które notorycznie wypisuję, bo ktoś czegoś nie dopatrzył, źle
zamontował, wysłał z wadą.
Stałam się „pisarką” reklamującą buble. Z różnym zresztą
skutkiem, bo jak wiadomo tam, gdzie chodzi o zarabianie dużych pieniędzy, to
klientów mają gdzieś, bo i tak na kimś zarobią.
Najprościej dojść do ładu z małymi firmami, które szybko
starają się naprawić zaistniałą sytuację.
Jednak skłamałabym, gdybym napisała, że zajmowałam się tylko
reklamacyjną pisaniną.
W zeszłym roku, upamiętniając okrągłe rocznice naszego
życia, trochę pojeździliśmy tu i tam, ale o tym pewnie jeszcze kiedyś się
rozwinę, wspominając te miejsca (dzięki, Frau Be, za inspirację – ja też się
zakochałam w TYM miejscu, a kraj zjeździłam wzdłuż, wszerz i do góry 😉).
To, co ostatnio dało mi do myślenia, to pewna reakcja, która
uświadomiła mi, że istoty wsiąkają w swoje środowisko, a wręcz uważają, że „to
im się należy”.
I tak:
- żona będzie bronić przed policją męża, który ją bije, bo
jej się wydaje, że bez niego sobie nie poradzi
- ktoś, komu nigdy się nie powodziło wierzy, że jest
życiowym nieudacznikiem i nic w jego życiu pozytywnego zdarzyć się nie może
- osoba, której wbito w szkole, że nie nauczy się języków,
nigdy nawet nie spróbuje się nauczyć, bo tamtą „diagnozę” uważa za pewnik
- a pies przy budzie…
A psu przy budzie pokazałam, że życie może stanowić szerszą
perspektywę niż długość łańcucha.
Dostałam pozwolenie, żeby go do siebie zabrać. Jednak to nie
takie proste – zima (musi gdzieś mieszkać, a w domu już jest pies, w dodatku z
problemami behawioralnymi), będę unieruchomiona na jakiś czas, więc nie
mogłabym się nim zajmować. I mąż…nie może się pogodzić, że jeden pies mógłby
żyć w domu, drugi na podwórku. Mentalnie nie do przejścia.
Dla mnie nie. Nie ma rzeczy niemożliwych, choć te psy miały
swoją szansę i jej nie wykorzystały (lub źle oceniłam sytuację – nie jestem
przecież zawodowym treserem).
Pies z budy się bał, gdy zabrałam go, by pokazać mu świat. Widziałam po jego zmarszczonym czole,
choć ta duża rasa nie należy do strachliwych.
Każdy się boi, jeśli ma do
czynienia z nieznanym. Stąpał powoli, obwąchiwał dokładnie – zapowiadało się na
bardzo długi spacer. Zaznajamiał się z innymi psami od sąsiadów. Gdy minęliśmy
domostwa i można go było spuścić ze smyczy, wcale nie zainteresował się tym,
żeby przynosić patyki, które mu rzucałam.
Podkulił ogon i zaczął uciekać.
W kierunku domu. Byle dalej od wolności.
Ledwo udało mi się go dogonić. Byłam bardzo przestraszona!
Nie znałam jego reakcji w konfrontacji z obcymi ludźmi, których spotkałby w
drodze do domu.
To wtedy uświadomiłam sobie, że zarówno ludzie, jak i
zwierzęta mają zakorzenione poczucie przynależności do danego miejsca i osób.
Nawet jeśli pobyt w tym miejscu pozostawia wiele do życzenia.
Dogoniłam psa. Śmierdział budą i brudem.
Przytuliłam go mocno.
- Wiesz, jak mnie wystraszyłeś… - szepnęłam łapiąc oddech.
Oswajanie strachu może mi jeszcze trochę zająć.
Nie tylko psa. Moich bliskich także. Wszyscy się boją, że
zabranie do nas psa z budy zagmatwa nasze i tak pogmatwane przez domowego psa życie.
Ja to widzę trochę inaczej. Może dlatego, że pokochałam tego
psa, jak swojego własnego.
Na psim przykładzie w końcu pojęłam, dlaczego ktoś, komu wydarzyło się coś złego, zawsze, mimo wszystko, szuka ukojenia na rodzinnej kanwie. Przyniosło mi to pewnego rodzaju psychiczną ulgę. Usprawiedliwiło coś, czego przez kilka ostatnich lat nie do końca potrafiłam zrozumieć.
* * *
Znalazłam w necie muzyczną perełkę.
Chcecie wysłuchać? Naprawdę wycisza.
Nazwałabym to muzycznym
majstersztykiem.
Do napisania i wszystkiego dobrego w Nowym Roku 😎
Oj, oswajanie i psów i ludzi bywa trudne...
OdpowiedzUsuńDobrze, że jesteś:-)
Trudne, ale nie niemożliwe ;)
UsuńUcałowania Jotko :)
Wiem ,co przeżywasz.nasz Cyganek ,też miał lęki i chciał uciekać..ale nie miał do kogo..Miesiąc niecały i piesio już zapomniał o biedzie,ale nie zapomniał o traumie .Kiedy tylko szłam na spacer kolo szkoły,a obok co chwila zatrzymywał się samochód .To nasz Cyganek stawał i bacznie przyglądał się samochodom...Z tego wniosek ,że ktoś go w tym miejscu wyrzucił i on to pamiętał,i ciągle w tym miejscu bywał...dość długo był bezpański ,bo wychudzone psisko było,aż serce bolało patrzeć.I jak wiesz ,przeżył z nami 10 lat w dobrobycie...Będzie dobrze i u Was..piesie sie odnajdzie.Tylko trzeba pozwolić by oba psiaki bardziej sie ze sobą zżyły...
OdpowiedzUsuńNa razie to tamten pies jest wciąż przy budzie.
UsuńRozpędem chciałam go wziąć na jesień, bo wtedy było więcej możliwości, no i mąż (dajmy na to), choć niechętnie, jakoś przystał na sytuację posiadania dwóch psów. Sprawa umarła, bo właściciel nie chciał się zgodzić, żeby oddać tamtego psa.
Teraz, w zimie, wyraził zgodę. Czeka mnie operacja, będę unieruchomiona,a wolałabym mieć czas dla wspólnej aklimatyzacji psów. W tym tkwi trudność....
Cyganek faktycznie bardzo dobrze trafił.
Może mi coś umknęło, ale nie pamiętam, czy pisałaś...macie innego pieska?
Nie ,nie mamy ...za bardzo przeżyliśmy eutanazję Cyganka.Rak go zaatakował..Musza psiaczki częściej bywać ze sobą,wspólne spacery,obwąchiwania...to bardzo pomaga ,najlepiej jak są obok siebie ,ale nie mają szansy na jakiś zły ruch...Tak nauczyliśmy naszego Cygana ,on nikogo nie tolerował.Ale kiedy był na smyczy i szedł z innym psem to pomału zaprzyjaźniał sie z tymi najbardziej złośliwymi::)...
Usuńuda sie z pewnością...A Tobie kochana życzę zdrówka♥
Danusiu, chciałam zabrać psy razem na spacer. Nie dało się. Nasz psiak zaszczekał się na śmierć, w dodatku przygryzł sobie ze złości język. Ciężko było założyć mu smycz. Krew lała się strumieniami. Myślałam, że wybił sobie w tym szale zapobiegliwości o teren, zęba. Natomiast tamten czekał spokojnie, zaczepiony o przęsło ogrodzenia. Gdy wyprowadziłam swojego psa, już na smyczy do przybysza, psy najpierw się obwąchały i tamten pies zaczął nabierać ochoty na seks z moim psem. Totalna katastrofa! - mój znów zaczął ujadać.
UsuńMyślisz, że TO się zmieni? Mnie martwi, że nie.
Psa staruszka też musieliśmy uśpić, a spędził z nami ponad 18 lat (też z powodu raka).
Jednak... tak kocham psie istoty, że po kilku miesiącach postanowiłam zaadoptować jakąś bidulę ze schroniska.
I tego nie żałuję, ani przez moment. Zważywszy co ten "nasz schroniskowy" przeżył z poprzednim właścicielem, teraz ma chociaż spokojne życie :)
I wzajemnie - dużo zdrowia, Danusiu! :)
Jesteś! Ostatnio zastanawiałam się co u Ciebie:D
OdpowiedzUsuńWidzę, że czeka Cię niezła przygoda z nowym Pieskiem...cierpliwość będzie chyba potrzebna...
pozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy:)
Cierpliwość będzie nieodzowna.
UsuńNajbardziej w przekonywaniu męża do tego pomysłu. On ma swojego ukochanego psa. Ja mam....tylko nie w jednym miejscu....
Serdeczności ślę :)
Masz w sobie tyle miłości , że tylko temu psu pozazdrościć :)
OdpowiedzUsuńA pies...? Pies jak to pies .... Na pewno odda kiedyś z ogromną wdzięcznością :))) Nawet jeśli to chwilkę potrwa :)
Wiesz, ja się nawet boję, że on będzie chciał uciekać do swoich właścicieli. W końcu to dom obok.
UsuńWitaj w klubie, my własnie adoptowaliśmy bidulkę, którą ktoś wygonił i skrzywdził. Strasznie boi sie ludzi, ze spaceru natychmiast wraca do domu. I też, gdy mi się wyrwała zamarłam ze strachu, potem ruszyłam za nią a ona... zatrzymała się przed furtką na osiedle. Nela, bo tak ma na imię, potrzebuje wielkiej miłości. Jest z nami 3. dzień i już widać postęp w oswajaniu się z nowy, Pozdrawiam. I dobrze, że jesteś :)
OdpowiedzUsuńTen strach przed ludźmi znam po dziś dzień, choć nasz pies jest z nami już 4 lata. Strach przejawia się agresją, bo przecież lepiej atakować, niż być celem ataku.
OdpowiedzUsuńTak to człowiek może mieć wpływ na los psa i na jego całe życie...
Pies z budy...zobaczymy w którą stronę to wszystko pójdzie...
Powodzenia w aklimatyzacji nowego pieska :)
Dziękuję i wzajemnie :)
UsuńW moim przypadku to będzie bardzo trudne. Mój pies broni swego terytorium.
UsuńDziś próbowałam zaznajomić psy na wspólnym spacerze. Niestety to się nie udało i musiałam odbyć dwa spacery....
Pewnie potrzebuje więcej czasu...
UsuńZobaczymy, jak to się zakończy...
UsuńJesteś wspaniała, masz w sobie ogrom dobra. Wiem, że cierpliwości Ci nie zabraknie i wierzę, że będzie coraz to lepiej. Bardzo podoba mi się tekst, bardzo życiowy. Będę o nim rozmyślała. :)
OdpowiedzUsuńAga...byłoby super, gdyby się udało.
OdpowiedzUsuńAle...wiesz, jak to w życiu - jest różnie, a ja już dwa lata przymierzam się do zabrania tamtego psa.
Mam nadzieję, że oswojenie się pieska z nowymi sytuacjami będzie przebiegało coraz lepiej. Na pewno plus wielki za takie próby, jest wiele osób, które mając możliwości nie chcą zwierzaka żadnego. Po sobie wiem, że wiąże się z tym wiele różnorodnych sytuacji, jednak w tym tkwi cały urok posiadania zwierzęcia chyba.
OdpowiedzUsuńNie ma tak, że boli, jak mawiają nasi przyjaciele z Olsztyna. Trzeba było na każdej Wigilii coś zjeść. :)
Również najlepszego w 2019 roku, dużo zdrowia, spełnienia marzeń, sukcesu związanego z pieskiem i co tam jeszcze może być ważne w tym roku.
Pozdrawiam!
Nieraz myślimy, że nasz domowy psiak, gdyby trafił do innego domu, przy kłopotach, które nam sprawił i czasem sprawia, zapewne zostałby oddany z powrotem do schroniska.
UsuńCóż, nasz miłość jest bezwarunkowa ;)
Kochamy go pomimo całego bagażu doświadczeń, która obciąża jego psychikę.
Jednak jego obecność bywa czasem problematyczna i tak w czasie ostatniej wigilii, kiedy zaprosiliśmy mamę Młodej do nas, do domu, pies musiał przesiedzieć zamknięty w innym pokoju kilka godzin. Cóż...krzywda mu się nie działa. Może tylko nas (mentalnie) bodło po duszy, że wigilia, a zwierzę musi być od nas odseparowane. W sumie lepiej było zostawić na kilka godzin zamkniętego w pokoju, niż do niego zaglądać, bo potem każda nasza próba wyjścia z pokoju, kończyła się jego buntem i łapaniem nas za nogi.
Pozdrowienia przesyłam :)
Dobrze że wróciłaś. I na dodatek z prawdziwym przyjacielem...
OdpowiedzUsuńTeż kiedys takiego miałam, a raczej taką - bo to suczka była.
A strach to uczucie bardzo częste i bardzo ludzkie.
Przygarniam Cię serdecznie razem z pieseczkiem
Dziękuję także w imieniu pieseczka (jednego i drugiego) :)
OdpowiedzUsuńCierpliwości do oswajania...na pewno się opłaci :)
OdpowiedzUsuńObyś miała rację.
Usuńpsinka się oswoi ;)
OdpowiedzUsuńHm...trudno powiedzieć.
UsuńBogaty w wydarzenia miałaś miniony rok. Życzę aby obecny był spokojny, radosny i leniwy. Uściski.
OdpowiedzUsuńI wzajemnie, Iwonko! :)
OdpowiedzUsuńSpokoju wiele :)
Wszystko potrzebuje czasu, aby się przyzwyczaić do nowego miejsca. I człowiek, i pies. Nasz kanapowiec nawet nie chce na spacer wychodzić, bo mu widać zimno. Załatwi się tuż pod drzwiami i wraca do domu, siłowe zmagania też nie pomagają. Zaprze się i nie pójdzie dalej.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam
Kojec już stoi. Jeszcze tylko kąpiel u profesjonalistki i... już jest nasz. A co z tego wyniknie..?
UsuńSię zobaczy ;)
Piękna historia zwłaszcza jak weźmie się pod uwagę czyny, bo na sowa wskazujące na dużą wrażliwość stać wielu.
OdpowiedzUsuńPieskowi się poszczęściło. Jakiś czas będzie jeszcze zagubiony ale lepsze jest wrogiem dobrego, również dla psów.
Pozdrawiam serdecznie
Tatulu, trzymaj kciuki.
UsuńJuż wnet :)
Miłość potrzebuje czasu, a człowiek i pies miłości, więc potrzebujecie czasu...Powodzenia ;o)
OdpowiedzUsuńJa w ogóle uwielbiam psy, więc już się zżyłam z psiną.
UsuńNatomiast czasu potrzebują inni domownicy ;)
Witaj po przerwie :)))
OdpowiedzUsuńWitaj, witaj, Paczucho! :)
UsuńMuszę się Wam wszystkim pochwalić: MAM JUŻ TEGO PSA!
Wkupił się w serca wszystkich :) :) :)
Jakże mnie to cieszy! Tak się bałam, że będzie inaczej....
Witaj ! "Czeka mnie operacja, będę unieruchomiona"...???
OdpowiedzUsuńAriadno, nie wiem o co chodzi, ale życzę zdrowia
Jak to o co chodzi? Po prostu pewien doktor pociął mi nogę i teraz kuśtykam sobie wolniutko ;)
OdpowiedzUsuńTyle w temacie :)
Buziole wielkie :)
Tak silną mamy potrzebę przywiązania, że nawet do swego kata potrafimy się przywiązać. A z innej beczki: wielkiegoś serca Niewiasto.
OdpowiedzUsuńOj tam, oj tam.
UsuńOn był już (umownie) mój od kilku lat ;)
Czas i cierpliwość i może być sukces. Ariadno wróciłam do blogowania. Zapraszam pod link, oczywiście, jak będziesz miała ochotę. www.terkibleblanie.wordpress.com.
OdpowiedzUsuńSkomentuje z konta Google, bo z wordpressu nie dała się tym razem.
No i bardzo dobrze, że wróciłaś :)
Usuń