środa, 26 lutego 2020

Podwójny szok czyli świat zwariował


W ciągu ostatniego roku zszokowały mnie dwie rzeczy. O jednej z nich miałam napisać już jakiś czas temu. Druga sprawa wynikła zupełnie niedawno. Postaram się odtworzyć dialogi, które toczyły się między zainteresowanymi stronami…









Wysiedliśmy z mężem z samolotu. Podjechał autobus do transportu podróżnych. Na lotnisku odebraliśmy bagaże.

W miejscach, o których nas poinformowano, już czekali przewoźnicy. Usadowiliśmy się w autobusie, wśród grona innych Polaków, którzy przybyli na Fuerteventurę.

Był czerwiec zeszłego roku.

Przez okna autobusu przewijał się księżycowy krajobraz. Na wyspie brak jest roślinności z powodu klimatycznych wpływów niedalekiej Afryki. Zadzwonił telefon.

- Słucham?

- Czy to pani….? – zapytała kobieta po drugiej stronie.

- Tak. To ja.

- Czy mogłaby pani odebrać wyniki? Robiła pani ostatnio mammografię.

Przez głowę przewijało mi się tysiąc myśli. Faktycznie. Byłam niedawno, lecz wyniki miałam odebrać za jakieś dwa tygodnie, po powrocie do Polski.

- Niestety, to niemożliwe. Jestem na wyjeździe.

- A kiedy pani podjedzie?

- Jestem daleko. Na Wyspach Kanaryjskich. Właśnie jadę do hotelu.

- Proszę po powrocie jak najszybciej odebrać wynik.

- Ok. Dopiero za tydzień.

- Dobrze. Od razu skierujemy panią do lekarza.

- Czy coś się stało? Źle wyszło badanie? – przełknęłam ślinę w coraz bardziej suchym gardle.

- Dowie się pani u lekarza. Nie mogę przez telefon… - zawiesiła głos.





Możecie wierzyć lub nie, ta rozmowa spowodowała, że będąc na wczasach, w każdej wolnej chwili zagłębiałam tajniki raka piersi i sposobów walki z chorobą.

Czy pacjentka ma prawo w takiej sytuacji domagać się od pielęgniarki dokładniejszej informacji niż to, że MUSI NATYCHMIAST udać się do lekarza…?

Pozostałam z niewiedzą lub wiedzą szczątkową, która zdeprymowała mnie na tyle, żeby zamiast cieszyć się urokami wyspy, pozostać myślami w niepewnej przyszłości.



                        





                           *                     *                      *





Mężczyzna miał na oko około trzydziestki. Wszedł z batonem w ręku. Nadgryzł kolejny kęs i przeżuwając powiedział:

- Poproszę….

Zadałam pytanie pomocnicze. Jednak jego nonszalancja w zachowaniu spowodowała u mnie przypływ bojowego nastroju.
- Smacznego – rzekłam.

- Dziękuję – powiedział i dalej międolił słodycz w ustach.

- Może się dołączę? Przyniosę jakieś ciacho i będziemy razem przeżuwać.

- A proszę – nie zrozumiał aluzji.

- W sumie mi nie wypada – zreflektowałam się.

Wypucha jednak nie zadziałała. Trafił mi się niedomyślny „model”. Nie zakumał.

- Mnie wypada. Ja jestem klientem – odparł nadgryzając kolejny kęs.

- No taaaaaaak. Klient nasz pan – mówiąc to prychnęłam pod nosem.

Chwilę trwała cisza. Jednak „NASZ PAN” musiał mieć ostatnie słowo, żeby nie wyjść na ignoranta:

- Mam cukrzycę. Mogę jeść.

Wyszedł, załatwiając zakup, ku mojej zresztą niemałej uldze.





Ludzie, którzy mnie odwiedzają często mają cukrzycę i potrafią się zachować na poziomie.

Po raz pierwszy przytrafił mi się taki cukrowy…burak 😉




32 komentarze:

  1. O ile burak mnie wkurzył, o tyle pierwsza historyjka - zmroziła. mam nadzieję, że jest w porządku... Jutro mam jechać po swój wynik.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że Twój wynik jest w porządku :)

      Usuń
  2. Mój wynik przysłano mi pocztą, wszystko dobrze, na razie.
    Pielęgniarka powinna powstrzymać się od uwag, zepsuła Ci wyjazd, po co martwic się dwa razy?
    Burak mnie o tyle nie dziwi, ze kiedyś załatwiałam coś w urzędzie, a pani rozmawiała ze mną, jedząc sałatkę...
    Mam nadzieję, że wszystko dobrze i nie z tego powodu milczałaś tak długo?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też mam dobre wyniki, ale jestem pod stałą kontrolą onkologiczną. To oznacza, że co pół roku muszę się spotkać z panem doktorem.

      Pielęgniarka poinformowała mnie w złym momencie. Byłabym bardziej zadowolona, gdyby napomknęła choć słówko, jaki wyszedł wynik, zamiast zostawiać mnie z niedopowiedzeniami. Faktycznie zaraz po przylocie, praktycznie skoro świt, pobiegłam po ten wynik. Tego samego dnia zaliczyłam też onkologa i dopiero jego pielęgniarka naświetliła mi odpowiednio sprawę.

      Co do buraka...
      Może pani w urzędzie była tak zagoniona, że nie miała kiedy zjeść śniadania i przełykała przy Tobie? ;)
      Czasem i ja jej w biegu i przełykam biegnąc do pacjenta. Jednak nigdy przy nim :)

      Dlaczego milczałam?
      W ciągu ostatniego roku miałam operację nogi. Poświęciłam ten czas na czytanie książek. Sporo czasu zajmowałam się psami. Praktycznie to z nimi spędziłam swoje L4 ;)
      I tak zeszło :)

      Usuń
    2. Ja tez jadam w biegu, często przy uczniach, bo nie mam możliwości inaczej, musiałabym się zamykać na klucz, ale nie wypożyczam książek, jedząc sałatkę...

      Usuń
    3. Może to kwestia szacunku do drugiego człowieka? ;)

      Miłej niedzieli, Jotko :)
      Niedawno wróciłam z pracy. Przy nikim nie jadłam, choć musiałam nieźle się nagimnastykować, żeby w ogóle móc coś zjeść. Ludzie przywykli, że w niedzielę trzeba wyjść...gdziekolwiek. A że wszystko zamknięte.... ;)

      Usuń
  3. O rany, w obliczu takich informacji od pielęgniarki, nawet rajska wyspa wydaje się bez znaczenia. Mam nadzieję, że wszystko dobrze!
    A tak w ogóle, to cieszę się, że wróciłaś do nas, do blogowania.
    pozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie wiem, czy można powiedzieć, że wróciłam. Natomiast "sprawa" buraka tak mnie zdumiała, że postanowiłam ją opisać ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Przede wszystkim cieszę się, że znowu jesteś....
    No i współczuję Ci jeśli chodzi o tę informację na wyjeżdzie... ale mam nadzieję że nie jest źle.
    A burak zawsze będzie burakiem.
    Serdeczności dla Ciebie...

    OdpowiedzUsuń
  6. Dla Ciebie także, Stokrotko :)
    Dzięki za odwiedziny :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Dobrze, że jesteś i bardzo dobrze, że wszystko ok. U mnie tak nie było, jestem po operacji, mam nadzieję, że też będzie ok.
    Burak zostanie burakiem, ponieważ na początku powinien przeprosić, że je, bo jest diabetykiem, a mówienie z pełną buzią nie przystoi nawet cukrzykowi.
    Serdeczności zasyłam

    OdpowiedzUsuń
  8. Wiesz...ja też mam problem ze spadkami poziomu cukru. Nie jest to cukrzyca, ale niedocukrzenie (także u mnie) może spowodować zasłabnięcie (co nieraz przydarzyło mi się w pracy). Z tego powodu musiałam zmienić sposób odżywiania i teraz spadek cukru przytrafia mi się bardzo rzadko.
    Z racji wykonywanej pracy, mam do czynienia z całą rzeszą diabetyków. Nigdy nikt nie jadł przy mnie. Zarówno młodzi, jak i starzy. Podejrzewam, że słowa pana iż ma cukrzycę, były podyktowane koniecznością posiadania ostatniego słowa, a nie chorobą. Prawdziwy diabetyk wie, jak postępować, żeby nie narazić na szwank swego zdrowia. Ja też już wiem.


    Dużo zdrowia Ci życzę! :)

    OdpowiedzUsuń
  9. zabić to mało....kroić solić i pytać czy boli

    OdpowiedzUsuń
  10. Witam , miałam podobny telefon , przez RODO nie chcą , nie mogą nic mówić ...... A pózniej tłumaczą , ze były potrzebne dokładniejsze badanie , konsultację ....fakt nie przeproszą .....działają jak typowi urzędnicy , nieczuli. Serdezne pozdrowienia znad sztalug malarskich przesyła krysia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mogą mówić, ale jednak coś wspominają.
      Lepiej, żeby wcale ;)

      Usuń
  11. Bardzo dawno Cię nie widziałam. Cieszę się że wróciłaś. Myślę że jesteś zdrowa kochana. Szkoda tylko że teywczasy całkiem miałaś zjebane przez pielęgniarkę. Pozdrawiam �� �� �� to ja korek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie żeby wczasy były zepsute (to za piękne miejsce, żeby tak się stało...). Jednak telefon od pielęgniarki nieźle namieszał w mojej głowie.

      Usuń
  12. FAJNIE ŻE WRÓCIŁAŚ LUBIĘ CIEBIE I TWOJ BLOG, LUDZIOM BRAKUJE EMPATII - RECEPECJONISTKA NIE ZNA SIĘ NA WYNIKACH DOPIERO LEKARZ MOŻE COŚ POWIEDZIEĆ A TAKI TELEFON MOŻE ZNISZCZYĆ DOBRY NASTRÓJ TRZYMAJ SIĘ CIEPŁO

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zniszczył. Może zmniejszył poczucie luzu.
      Faktem jest, że na wczasach zaczęłam planować strategię leczenia.

      Usuń
  13. Witaj, choć opowiedziane historyjki nie należą do przyjemnych czy pogodnych to jednak dobrze, że ponownie zamieszczasz teksty. Zdrowia i pogody ducha życzę. Uściski.

    OdpowiedzUsuń
  14. Czasem trzeba odpocząć od neta, prawda? :)
    Wzajemnie - dużo zdrowia, Iwonko :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Nie zazdroszczę, takiego telefonu. Mam nadzieję, pomijając ta rozmowę z piekęgniarką pobyt był udany.
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  16. Oj Nemezis...ale Cię zgubiłam jak zlikwidowali blog zwykły , ale wiem, e to Ty Nem...jesli mozesz napisz do mnie na mail. mariacarmellla@interia.pl Magdalena Mad...długo miałysmy kontakt...

    OdpowiedzUsuń
  17. Madziu, pamiętam :)
    Sugerowałaś nawet, że Nem dużo bardziej Ci się podoba niż Ariadna ;)

    OdpowiedzUsuń
  18. A piszesz jeszcze bloga?

    OdpowiedzUsuń
  19. z czegoś w końcu trzeba wytwarzać melasę, to i buraki są potrzebne. tylko nie mów, że nie lubisz słodyczy i że Ci nie wolno...

    OdpowiedzUsuń
  20. buraki też są potrzebne. z czegoś trzeba robić melasę, wysłodki i cukier do cukierków. niech trwa, byle niezbyt blisko, bo może być lepki. w każdym razie nie przysłodził, a mógł.

    OdpowiedzUsuń
  21. Lubię słodycze i jem. Jednak muszę na nie uważać ;)
    Serdeczności ślę :)

    OdpowiedzUsuń
  22. Cieszę się, że wróciłaś Ariadno:) Dobrze, że jest dobrze, ale współczuję Ci myślenia o przyszłości na urlopie po takim telefonie. Ludzie są różni, bo są na różnym poziomie własnego rozwoju.
    Zdrówka Ci życzę:)

    OdpowiedzUsuń
  23. Było minęło. Co zrobić. Trzeba było trochę się pomartwić. Teraz znów zmartwienia wróciły, ale zupełnie innej natury.

    OdpowiedzUsuń